niedziela, 31 sierpnia 2014

#19

9:00 A.M.
Zasłony są rozsuniętę i wydaje mi się, że ktoś jest w pokoju, ale nikogo nie widzę. Zdejmuję nogi z łóżka, lecz gdy chcę je postawić na podłodze trafiam na coś miękkiego. Przecieram zaspane oczy i patrzę w dół. Kendall leży na podłodze; śpi.
Staram się jak najciszej przeturlać się na drugą stronę łóżka, ale dźwięki jakie wydaje mebel mogły by obudzić dwie kamienice. Obchodzę łóżko, ale blondyn nadal śpi jak zabity; na wszelki wypadek przygladam mu się przez chwilę, ale oddycha, a ja nigdzie nie zauważam krwi. Chyba mam jakąś schizę, pomyślałam. Na komodzie ustawionej pod telewizorem leżą dresy i bluzka z długim rękawem
"Jeżeli nie wstanę do 10, obudź mnie. Ubierz się w to, sukienkę oddam ci poźniej :)"
Czytam cicho karteczkę leżąca pod nimi. Szybko wchodzę do łazienki i przebieram się w to co mi naszykował. Wyglądam trochę śmiesznie, ale cóż. Biało niebieska koszulka jest za długa, a spodnie muszę podwinąć. Myję twarz i przeczesuję włosy palcami. Zawsze mogło być gorzej. W jadalni panuje kompletny syf, w przeciwieństwie do kuchni.
- Dzień dobry.- kobiecy głos mnie zaskoczył
- Dobry...- to Ona musiała wszystko posprzatać.- Pani to zrobiła?- wskazuję na czystą przestrzeń wyraźnie oznaczającą się od sąsiedniego pomieszczenia.
- Tak, ja. Proszę, skarbie, mów mi Kathy.
- Dobrze prosz... Kathy- poprawiam się, a ona wysyła mi ciepły uśmiech.- pomogę ci.- chwytam się białej ścierki, by wytrzeć mokre naczynia, ale łapie mnie za ramię by mnie powstrzymać. Odruchowo uderzam jej rękę, strzepując ją.- przepraszam...- nie chciałam jej uderzyć, nie wiem dlaczego to zrobiłam.
- Dam sobie radę sama. Idź, poogladaj sobie telewizję.- spojrzała mi w oczy; były całe czerwone od płaczu. Posłusznie udaję się w stronę wskazanego przez nią pokoju. Na ekranie wyświetlają się kolorowe bajki. Odpieram się o ścianę i przyglądam się jak Dustin zajmuje się małą blondyneczką. To ona musiała wczoraj płakać
- Lilly, teraz moja kolej na rządzenie pilotem.
- Ale jeszcze nie dowiedzieliśmy się czy Goofy znalazł Pluta!- protestuje.
- To bajka, na pewno go znajdzie.
- Skąd wiesz?
- Bajka nie może się skończyć źle bo to bajka i już.
- Naprawdę?
- Tak, teraz daj pilota, zaraz zacznie się powtórka wczorajszego futbolu- przyłączył na kanał sportowy. Siadam obok Lilly i uśmiecham się do niej, odwzajemnia to. Małej chyba nie spodobał się ten sport ponieważ po kilku minutach wybiega z pokoju.- możesz sprawdzić co się stało?- zafascynowany nie odrywa wzroku od telewizora.
- Jasne.- wstaję z kanapy i wychodzę z pokoju, Lilly nie ma ani w łazience, ani w pokoju w którym spałam, ani pod stołem w jadalni. Decyduję się wejść na piętro. Po lewo są jedne, zamknięte drzwi a po prawo ciągnie się korytarz. Nie miałam pojęcia, że może znajdować się tu aż tyle pomieszczeń. Stoję tam jak słup nie wiedząc gdzie wejść, gdy decyduję się na jedne z czterech słyszę cichy płacz. Podchodzę do źródła dźwięku znajdującego się za donicą i odsuwam ją.
- Lilly, dlaczego płaczesz?
- Wcale nie płaczę- pociąga nosem i wyciera oczy rękawem szarej bluzy.- nie mogę płakać, jestem dzielna.- pokazuje na naklejkę "dzielny pacjent" przyklejoną do piersi, a ja się uśmiecham- jest mi troszkę smutno.
- A powiesz mi co się stało?- kiwa przecząco głową- chcesz iść na bajkę?- ta sama reakcja- a chcesz zobaczyć jak śmiesznie śpi Kendall?- kiwa głową i wychodzi z kąta. Gdy tylko staje na nogach łapie mnie za rękę bym mogła ją zaprowadzić. Chyba nigdy nie zajmowałam się młodszym rodzeństwem, pomijając samodzielną od urodzenia Bea'ę. Lilly jest najsłodszym dzieckiem jakie znam. Otwieram drzwi sypialni i kładę palec na ustach w geście uciszania, powtarza to po mnie i uśmiecha się
- Za łóżkiem- szepczę i ją puszczam. Mała zakrada się na palcach i za chwilę również jest na podłodze, a dokładniej na swoim bracie; cicho chichocze.
- A dlaczego śpi na podłodze?
- Spytasz go jak się obudzi. Właściwie to możesz go sama obudzić.- siada mu na plecach i podnosi delikatnie jego koszulkę do góry, szybko wkładając pod nią rączki. Blondyn zaczyna się wiercić i coś mamrotać.
- Kromolnik!- mówi lekko sepleniąc. Szepczę jej na ucho poprawne słowo
- Komornik!- krzyczy mu do ucha, a on natychmiast się budzi i podnosi się na rękach.- wio koniku!- śmieję się.
- O nie! Coś mi się przykleiło do pleców! Dzwońcie po doktora!
- To tylko ja!- niemożemy przestać się śmiać.
- Uf, już się bałem.- jestem rozczulona całą tą sceną. Kendall jest świetnym bratem. Ciekawe czy jego brat też taki jest.
- Dlaczego spałeś na podłodze?
- Katelyn była na mnie zła, a bałem się o nią i musiałem jej pilnować tak jak ciebie i mamusię Mike z Dustinem.
-Aha... A dlaczego była na ciebie zła?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Nikomu nie powiem.- robi maślane oczy.
- Eh, no dobrze.- szepcze jej coś na ucho.- a teraz idź sprawdź czy Mike wstał
- Okej.- uśmiecha się i już ma iść gdy blondyn ją zatrzymuje.
- Chyba o czymś zapomniałaś.- podbiega i obdarza go dziecięcym buziakiem, po czym odbiegła.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.- uśmiecha się.- jak się spało?
- Jak na starym, skrzypiacym łóżku z muzeum.
- Blisko byłaś, nie jest z muzeum tylko z Wallmarta.
- Mają tam łóżka?
- Jasne, łóżka diy- uśmiecha się szeroko
- Powiesz mi dlaczego twoja rodzina przyszła nad ranem?
- Sprawa z moim ojcem, nie ważne.
- Mike to twój brat, prawda?
- Tak, znalazł się nareszcie.
- Cieszysz się?
- Jasne, bądź co bądź, jest moim bratem.- siedzimy chwilę w ciszy, nie wiem co powiedzieć i chyba nawet nie chcę nic mówić, lubię jego obecność, nie musi nic mówić.- o dwunastej masz rozdanie dyplomów. Za godzinę podwiozę cię pod dom, żebyś mogła się przygotować. Masz, to twój telefon- wyjmuje urządzenie z szafki nocnej i mi je podaje- napisałem do Jamesa, że poczułaś się źle i wróciłaś taksówką, pewnie, gdy wrócili byli tak nawaleni, że nie zauważyli twojej nieobecności.
- Jasne.- przytakuję i wychodzimy z sypialni. Ja idę do Lilly i Dustina, a Kendall do swojej mamy.
- To jaki sport lubisz? Nie mam zamiaru oglądać cały dzień Disney Chanel.
- Lilly dlaczego nie chcesz oglądać futbolu?- kucam przed nią.
- A nikomu nie powiesz?
- Nie.- zsuwa się z kanapy i podchodzi do mojego ucha
- Bo wtedy zabrali tatusia.
- Gdzie?
- Pojechał gdzieś z takimi panami.
- Jakimi panami?
- Panami policjantami
- Rozumiem- tak naprawdę nic nie rozumiem. Przytulam dziewczynkę do piersi i podnoszę by posadzić ją na moich kolanach.- a co powiedział ci wtedy w pokoju Kendall?
- Że znów nie umył naczyń i byłaś zła- teoretycznie to oczywiste, że nie powiedział jej prawdy, ale kamień spadł mi z serca
- W domu też taki z niego brudas?- żartuję.
- Nigdy nie sprząta.
- trzeba go tego oduczyć. Tak nie można.
- Ale czasem nie wraca do domu i przysyła tego drugiego- smutnieje
- Jakiego drugiego?
- tak samo wygląda, ale on jest zły bo krzyczy, dziwnie chodzi i rzuca różnymi rzeczami. Mama zawsze każe mi się wtedy zamykać w pokoju, a ja zawsze jej słucham bo i tak go nie lubię, ale boję się o mamusię. Kiedyś nie było taty to ją nawet uderzył.
- Oh, okropne. Chyba trzeba przekazać Kendallowi, żeby zabrał mu klucze od domu
- Chyba trzeba.
- Lilly, a co powiesz na koszykówkę?- proponuje Dustin- dam ci baloniki.
- Okej, ale najpierw baloniki.- wychodzi i za chwilę wraca z pięcioma nadmuchanymi prezerwatywami, o boże.- dzięki.- mała bawiła się "balonikami" nie zwracając uwagi na to co dzieje się na meczu. Jedynie Kathy troszkę się zdziwiła, gdy zobaczyła jej zabawki, Kendallowi i Mike'owi się spodobały, a Dustin czuł się dumny i nawet wyznał, że kiedyś opiekował się dziećmi sąsiadów. Biedne dzieci.

*********************
A to niespodzianka hehe
Rozdział długi wow wow
Mam nadzieję, że się spodobał bo napisałam go pod wpływem nagłej weny.

Bardzo ważna rzecz
Na pewno zauważyliście, ze ten rozdział jest inny. Mam do Was prośbę, napiszcie w komentarzy, który styl wolicie ;)

A teraz przepraszam, ale idę spać, bo jutro szkoła :(

sobota, 30 sierpnia 2014

#18

Staliśmy tak przytuleni kilka minut, a ja znów czułam, że jeden człowiek może mnie ochronić przed całym światem.
- Wróć do łóżka, przeziębisz się.- cicho zaśmiałam się na jego słowa.
- Ciekawe przez kogo jestem na to narażona...
- Nie chciałem, żebyś wygniotła tę piękna sukienkę.- przygryzł wargę i uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko.- spokojnie, robiłem to po ciemku, nic nie widziałem.
- a nie mogłeś mnie potem w coś ubrać?
- Wracaj do łóżka. Chciałbym ci wszystko wytłumaczyć.
- Wszystko?- zapytałam wchodząc pod kołdrę, nadal owinięta w koc.
- Wszystko.- polożył się obok i starał się znaleźć mój wzrok, ale ja mu na to nie pozwoliłam. Zirytowany złapał mnie za podbrodek i podniósł do góry. Poczułam jakieś dziwne uczucie w podbrzuszu a mój oddech przyspieszył. O nie. Tylko nie to. Zamknęłam oczy i złapałam go za nadgarstek starając się go odepchnąć.
- M-m-miałeś mnie nie dotykać, obiecałeś.- puścił
- Przed chwilą...
- Możesz to robić tylko w taki sposób jaki ja chcę.- to zabrzmiało egoistycznie, ale już taka byłam. Po tym wszystkim, boję się każdego mężczyzny, nawet mój ojciec nie wydaje mi się bezpieczny. Wiem, to głupie. Jestem świadoma, że mnie kocha i nigdy by tego nie zrobił, ale ja po prostu nie potrafię. Tamten facet mnie zniszczył. Zniszczył moją psychikę. Doszczętnie.
- Muszę mieć pewność, że mnie słuchasz.- wróciłam do rzeczywistości. Zielone oczy nadal znajdowały się na moich i wyglądały jakby szukały w nich odpowiedzi na jakieś pytanie.
- Zaufaj mi. Obiecuję, że będę cię słuchać.
- A czy... Czy mogę... Pozwolisz mi się przytulić?- na prawdę przejął się tym co mu wtedy powiedziałam. Nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w jego tors, zaczął pocierać ręką moje plecy tak, jakbym to ja miała mu coś wyznać.
- Nie wiem jak zacząć... To skomplikowane... Ale bardziej głupie z mojej strony... Kiedyś wróciłem do domu i nikogo nie zastałem, więc otworzyłem drzwi moimi starymi kluczami ukrytymi w jednej z donic znajdujących się przed domem. Siedziałem tam dobre pół godziny i oglądałem telewizję, gdy usłyszałem, że ktoś otwiera zamek, myślałem, że to mama, ale nie. Do domu wszedł mój ojciec a za nim jakaś kurwa, gdy tylko zatrzasnął drzwi rzucił się na nią i zaczął całować... Byli tak zajęci sobą, że jeśli nie uswiadomił bym im , że tam stoję, nie zauważyli by mojej obecności. Kiedy się od niej oderwał zaczął mi tłumaczyć, że to tylko taki mały skok w bok... Powiedział, że jak będę w jego wieku to zrozumiem, mówił, że to normalne po tylu latach małżeństwa... Dał mi pieniądze i kazał nie mówić nic mamie... Oczywiście ona nic nie wie, a ja dostaję regularnie kasę od ojca by jego romans się nie wydał- z każdą sekundą przyciskał mnie do siebie coraz mocniej.- dlaczego ja to robię? Jestem okropnym synem. I właśnie wtedy zacząłem pić. Czasem było tak, że byłem nietrzeźwy przez kilka dni. Wszczynałem bójki i zaplątałem się w narkotyki. Przepraszam. Ale przysięgam, wziąłem tylko raz może dwa, na tym się skończyło... Ale zdarza mi się handlować.- wyswobodziłam się z jego objęć i odwróciłam plecami. Doznałam lekkiego szoku, słysząc to wszystko. Ciężko było mi przytulać się do Kendalla wiedząc, że te same ręce, które niedawno trzymały broń i narkotyki, teraz obejmują mnie.- mam kontynuować?- szepnął tak blisko mojego ucha, że dostałam gęsiej skórki. Jego miętowy oddech dotarł do mnie chwilę później; zakręciło mi się lekko w głowie
- Nie, wystarczy. Mam tylko trzy pytania.- nie widziałam go, ale czułam, że znajduje się prawie nademną.
-Tak?
- Jutro odstawisz mnie do domu?
- Tak, przecież nawet nie wiesz gdzie jesteś. I mam nadzieję, że się nie dowiesz.
- To to znaczy?- zignorował mnie i nie odpowiedział - Dokończymy rozmowę jutro?
- Jeśli chcesz...
- Dasz mi coś? Jest zimno.- usłyszałam dźwięk zamka błyskawicznego i za sekundę miękka bluza znalazła się na mnie. Podniosłam się i szybko zarzuciłam ją na plecy, jeszcze szybciej zapinając.- Dziękuję.
- Teraz idź już spać.- wtuliłam się w poduszkę i naciągnęłam koc prawie na głowę. Kendall leżał jeszcze chwilę obok mnie, a potem wstał i wyszedł. Nie chciałam zostawać sama. Z jednej strony, źle czułam się z nim w jednym łóżku po tym wszystkim, a z drugiej czułam się bezpieczniej w jego obecności. Wierciłam się, ale miałam problem z zaśnięciem. Jedynie dzięki temu malutkiemu zegarkowi wiedziałam, która jest godzina i nie straciłam poczucia czasu. Po godzinie od wyjścia Kendalla coś zaczęło dzwonić. Według mnie mógł to być domofon i chyba się nie mylilam, ponieważ chwilę później ktoś zaczął pukać do drzwi. Wstałam i uchyliłam swoje drzwi, na moje szczęście były ukryte w bocznym korytarzu i nikt mnie nie  zauważył.
- Mama? Mike? Co tutaj robicie? Coś się stało?- w całym pomieszczeniu rozległ się dziecięcy płacz.
- Katelyn, obudziłaś się.- nie zauważyłam Dustina schodzącego ze schodów i prawie zeszłam na zawał.- Ładnie to tak podsłuchiwać?
- Nie podsłuchuję, szukałam łazienki.
- Drzwi obok- powiedział obojętnie i podszedł do blondyna, a ja zamknęłam się w swoim pokoju. Tej nocy jeszcze kilka razy słyszałam płacze i krzyki. Nie wiedziałam o co chodzi, ale na pewno nie zapowiadało się na spokój.

*******************
Rozdział znów krótki (wiem jestem do dupy) ale postanowiłam dodawać mniej więcej raz na tydzień (mam nadzieję, że mi się uda)

Chciałam Wam bardzo podziękować za te wszystkie kochane komentarze pod ostatnim rozdziałem kochani ♥ 


Macie taką małą pomoc (tak, robione w paincie, krzywe jak dupa XD) i nie bierzcie na poważnie proporcji tego wszystkiego hahaha



może kiedyś zrobię zakładkę z pomieszczeniami, nie wiem.

I polecam sprawdzić sobie zakładkę "bohaterowie" Powitajmy Dustina! :D

A ja już lecę pisać 19 rozdział, buziaki :*

a tutaj macie link do świetnego bloga :D lećcie czytać raz dwa! hahaha
http://way-of-feelings-fanfic.blogspot.com

środa, 20 sierpnia 2014

#17

- Wiesz, że to jest porwanie? Zgłoszę cię na policję!
- Ja cię nie porywam, sama wsiadłaś.
- Zmusiłeś mnie! Ja nie chciałam! Po prostu nie potrafiłabym potem żyć z tym kujonem na sumieniu! A tak do twojej wiadomości, to popsułeś najlepszy dzień w moim życiu!
- Zamkniesz się w końcu!?- zahamował ostro, a auto za nami ledwo uniknęło kolizji. Dopiero teraz spostrzegłam, że jesteśmy gdzieś na utostradzie. Wszędzie było ciemno, a pobliski las dodawał temu miejscu tajemniczość.
- Dlaczego się zatrzymaliśmy?- moja pewność siebie wyparowała w mgnieniu oka.
- Nareszcie zachowujesz się jak człowiek- uśmiechnął się- tylko mi ze strachu nie zemdlej.
- Dlaczego miałabym się ciebie bać!?
- Cśśś- jego palec znalazł się na moich ustach.- nic nie mów.- Kendall wysiadł z auta i obszedł je dookoła otwierając moje drzwi i wyciągając mnie z pojazdu, przerzucił sobie przez ramię.
- Puść mnie! Rozumiesz!?- uderzałam pięśćmi w jego plecy, ale on dalej szedł w las- Jesteś psychopatą!
-  Uważaj bo cię tu zostawię.- jego rozbawiony ton głosu strasznie irytował. Postanowiłam, że jeśli nic nie robi sobie z mojego gadania, przestanę mówić. Pozwalałam mu na spokojne doniesienie mnie do... Sama nie wiem czego. Po jakichś piętnastu minutach zauważyłam światła przydrożnych latarni. Miałam się bać? Czy może raczej powinnam się cieszyć, że mijamy innych ludzi, którzy mimo wszystko udawali obijetnych na moją sytuację.
- Jesteśmy na miejscu- zsunął mnie ze swojego ramienia, a ja szybko poprawiłam podwiniętą sukienkę.- nic nie powiesz? Co, kochanie?- na język cisnęło mi się pełno przekleństw oraz obelg w jego stronę. Ale przecież się do niego nie odzywam. Kendall wyjął pęk kluczy i otworzył drzwi znajdujące się od strony podwórza. Szybko udaliśmy się na trzecie piętro, a im wyżej byliśmy tym zapach alkoholu i papierosów stawał się intensywniejszy. Gdy blondyn otworzył jedne z trzech drzwi, dotychczasową woń zastąpił smród spalenizny, a ciemny dym wydostał się na korytarz.
- Jebany bekonie!-
- Ciebie też miło widzieć Dus.
- Sorki, chciałem zrobić coś do jedzenia, ale mi się trochę przypaliło...
- Mówiłem już, że ty i patelnia to złe połączenie? Popilnuj mi koleżanki, a ja to ogarnę.
- Siemka jestem Dustin.- przedstawił się i wyciągnął rękę w moją stronę, ale się od niego odsunęłam- niema?
- Ostatnio jak sprawdzałem to jeszcze mówiła.
- To chyba szok na mój urok osobisty.- uśmiechnęłam się pod nosem mimo tej identycznej sytuacji. Dustin nie był w moim guście. Jasne, kolczyki i tatuaże są okej, ale nie w takiej ilości.
- Sytuacja opanowana. Pomachaj tu jakąś szmatą i powinno się szybciej wywietrzyć.
- Z tym będzie problem... Nicole się wyprowadziła.- nie wiem kim była Nicole, ale chyba jej nie lubili ponieważ obydwoje ryknęli śmiechem.
- To weź jakiś ręcznik, a ja zaprowadzę Katelyn do jej pokoju. Chodź- kiwnął na mnie ręką- pokażę ci gdzie będziesz spać.- pokręciłam przecząco głową.- chodź.- dobra, tak szczerze mówiąc to bałam się tej sytuacji jak cholera. Było dwóch facetów i ja jedna malutka dziewczynka. Jestem na przegranej pozycji, więc nie mam wyboru.
- Nie chcę. Odwieź mnie do domu. Tu nie jest bezpiecznie. Ty nie jesteś bezpieczny. To miejsce jest niebezpieczne. Boję się. Dlaczego się tak na mnie patrzysz? Co zrobiłam źle? Dlaczego mnie prześladujesz?- podczas, gdy ja się nakręciłam, on podszedł do mnie i niespodziewanie przytulił.- Nie! Puść mnie! Nie chcę, żebyś mnie dotykał!  Jesteś straszny!- wyrywałam się, ale on nadal trzymał. Zaczęłam płakać.- proszę, zostaw mnie w spokoju.
- Spokojnie... Spokojnie... Nie denerwuj się... Nie płacz... Napij się...- posadził mnie na szafce na buty i przyniósł szklankę wody. Wypiłam ją szybko i pochlipbałam jeszcze kilka minut,potem poczułam, że moje powieki zrobiły się ciężkie. Mogłam się domyślić, że coś tam dosypał.
- J-j-jestes chujem...
- Tak tak, śpij dobrze- ledwo powstrzymując się od śmiechu wstał i wziął mnie na ręce. Zasnęłam.

=*=

Moje oczy gwałtownie się otworzyły; w całym pokoju panował mrok, a jedyne światło dostarczał elektryczny zegarek wbudowany w telewizyjny dekoder. Trzecia nad ranem. Prezspałam kilka godzin, ale wcale się tak nie czułam. Wielkie łóżko było już stare i skrzypiało przy każdym moim ruchu, a leżąc na materacu można było wywnioskować, że spał na nim jakiś mężczyzna, ponieważ był już wgnieciony w kilku miejscach. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do panujących ciemności zauważyłam, powiewające zasłony powieszone na jednej czwartej ściany. Natychmiast przeszedł mnie dreszcz; dopiero teraz zauważyłam, że jestem w samej bieliźnie. Owinęłam się w krótki, ozdobny kocyk leżący w nogach łóżka i jak najciszej wsunęłam się pod zasłonę by dotrzeć do okna. Zamknęłam je i przyglądałam okolicy. Po drugiej stronie znajdował się mały sklepik całodobowy otoczony laskiem. Jeśli dobrze by się przyjrzeć można zobaczyć za nim jakąś drogę szybkiego ruchu. Musiała to być jedna z biedniejszych dzielnic Los Angeles, nieliczne działające latarnie uliczne i zniszczony asfalt oraz chodniki. Tylko co w takim miejscu robił taki bogaty Schmidt?
- Mieszkam tutaj.- Chłopak stał przy łóżku skąd miał idealny widok na mnie, był inny niż ostatnio, w jego głosie słyszałam spokój i opanowanie. Mimo wszystko dokładniej zakryłam się kocem i zignorowałam jego obecność.- Słyszałem jak ktoś rusza okno, więc musiałem sprawdzić czy wszystko jest w porządku.- usprawiedliwił się.- Możemy porozmawiać? Jestem kompletnie trzeźwy i nawet cię nie dotknę, obiecuję.- Po tych słowach byłam już pewna; to nie był ten Kendall, który celuje w ludzi z pistoletu. To był Kendall, który sprawia, że czuję się bezpieczna i któremu potrafię powiedzieć wszystko. Jestem naiwna, wiem, ale nie potrafię zwalczyć tego uczucia, gdy mówi do mnie tak spokojnie, tak delikatnie.
- Katelyn?- miliony osób mogą wymawiać moje imię, ale tylko on sprawia, że nogi mi miękną i same się uginają. Odwróciłam się w jego stronę i podeszłam bliżej by móc go przytulić.
- Cieszę się, że wróciłeś.

*********************

Przepraszam za spóźnienie!
Ale jakoś nie miałam pomysłu jak napisać ten rozdział...
Wiem, ze jest krótki :c może następny wystawę szybciej by wam to wynagrodzić ;)
Co sądzicie o rozdwojeniu jaźni Kendalla? Którą stronę wolicie?

I teraz mam dla was niespodziankę!

Zaraz do szkoły!
Huraaaaaaaaa!
Hahaha okej tak naprawdę jestem pogrążona w żałobie z tego powodu :(

Eh, do następnego rozdziału :)

Następny rozdział - ok 5 września :)

sobota, 9 sierpnia 2014

#16

- Wyglądam w tym jak ciota!- Logan wykrzykiwał to już od rana, ale dzielnie z Beą i Marie to wytrzymywałyśmy
- Wyglądasz elegancko, nie marudź syneczku.
- czy możesz przestać mnie tak nazywać?
- Dla mnie zawsze już nim zostaniesz.- powiedziała i pocałowała go w policzek, brudząc skórę czerwoną szminką
- Na bank spodobasz się Joey.
- Na pewno jej się spodobam jeśli tego-pokazał na ślad, stworzony przez jego matkę- nie zmyję.
- W szafce powinny być waciki i jakiś płyn do mycia twarzy.- podpowiedziałam
- Dzięki Kay.
- Jasne- wybiegł
- Pora na ciebie, Katelyn, dlaczego jeszcze się nie ubrałaś?- Bea musiała dopilnować każdego szczegółu mojego wyglądu- Włóż sukienkę, a potem ułożę ci włosy.
- Nie mogę jej dopiąć- przyznałam
- Pokarz- przeszłyśmy do mojego pokoju i chowając się za drzwiami szafy nałożyłam na siebie materiał. Suwak ani drgnął, gdy chciałam spróbować jeszcze raz.
-Eh... Nie da się.
- Wszystko się da, ja spróbuję- podniosłam rękę, by Marie miała lepszy dostęp do problemu. Chwilę w nim pogrzebała i ku mojemu zdziwieniu, podciągnęła go do samego końca.- i już. Materiał podszedł pod suwak i się zaciął, nic takiego.
- Dziękuję.
- To teraz cię pomalujemy!
- Jejku, mogę to zrobić sama... Przeciagnę rzęsy i usta, wystarczy.
- Nie wystarczy
- Bea czy ty coś sugerujesz?
- Jasne, że nie, siostrzyczko! Tylko wiesz, będziesz wyglądać jak księżniczka!
- Dobra, rób swoje i już nie gadaj.- dziewczyna włączyła MTV i siegnęła swoją kosmetyczkę, a mama Logana zaczęła podkręcać moje włosy podgrzaną wcześniej lokówką. Szykowanie mnie zajęło im mniej niż dwadzieścia minut. Pół godziny przed balem James podjechał po mnie i Logana swoim autem.
- Pięknie wyglądasz- uśmiechnął się i założył mi na rękę biały kwiatek, pasujący do jego, którego włożył do butonierki.
- Dziękuję- podałam mu rękę i wsiedliśmy do auta. Po drodze pojechaliśmy pod dom partnerki Logana, Joey.

=*=
Nie sądziłam, że zwykły taniec może dać tyle radości. Moje buty na obcasie już po pierwszej godzinie szaleństw zostały zmienione na miękkie balerinki, by tańczyć jeszcze więcej. James również musiał się świetnie bawić, ponieważ nie zrobił mi awantury o to, że zatańczyłam jedną piosenkę z Mattem; kolegą ze szkolnej drużyny koszykówki. Sama nie wiedziałam jak to się stało, że pozwalałam mu trzymać mnie za ręce, a nawet w pasie. Nie byłam sobą, nareszcie zapomniałam o wszystkim; cieszyłam się chwilą. Już teraz wiem dlaczego wszyscy tak bardzo lubią dyskoteki, teraz rozumiem dlaczego chodzą tacy uśmiechnięci. Oni żyją, nie martwiąc się konsekwencjami. Z jednej strony jest to cholernie nieodpowiedzialne, a z drugiej... Każdy potrzebuje odsapnąć od problemów.
- Co tak siedzisz?- Logan usiadł obok- dlaczego jesteś smutna?
- nie jestem smutna, jestem zmęczona.- jejku, chyba pierwszy raz to zdanie nie było kłamstwem. By go upewnić posłałam najszczerszy uśmiech jaki potrafiłam- dziękuję, że przekonałeś mnie do przyjścia.
- A ja dziękuję, za to, że wcisnęłyście mnie w ten garniak, Joey jest zachwycona! A propos, idziemy na fajkę, nadal jesteś na odwyku?
- W sumie, to chętnie zapalę.- na twarzy chłopaka zaczęła malować się wygrana- tylko do towarzystwa!
- Jasne, jasne. Tego nie skończysz- wstał i pociągnął mnie za sobą. Za budynkiem stał już James razem ze swoimi kolegami z którymi graliśmy mecz, oraz Joey. Okazało się, że jeden z nich jest bratankiem dyrektora i przy okazji wizyty w Ameryce poprosił ich o zagranie kilku utworów.
- Kto to przyszedł! Podobno nie palisz.- zainteresował się Connor wyciagając paczkę Malboro w moją stronę.
- Do towarzystwa.- obroniłam podpalając zapalniczką Jamesa.
- Cieszę się, że wpadłaś
- Mówisz to jak byśmy nie przetańczyli przed chwilą jakichś stu piosenek.- uśmiechnęłam się i stanęłam obok owijając się jego ramieniem, a w moim brzuchu zrobiło się lekkie zamieszanie; motylki? Zaczerwieniłam się, ale przy jednej, słabo działającej lampie na szczęście nikt tego nie zauważył. Wszyscy wypalili papierosa wcześniej ode mnie, więc wrócili na parkiet, a ja obiecałam, że zaraz do nich dołączę. Niestety, ktoś nie miał zamiaru mi na to pozwolić.
- Katelyn, palenie szkodzi.- znajomy głos szepnął mi na ucho, a ja prawie dostałam zawału.
- Oszalałeś!? Chcesz mnie zobaczyć w trumnie czy co!?
- Przestraszyłem?
- Tak trochę?
- Sorki...- Kendall objął mnie i przyciągnął z całej siły do siebie, gdy podszedł do nas jakiś chłopak w okularach, pewnie siedzi cały dzień w bibliotece i to sprawi, że widzę go pierwszy raz w życiu.
- Co tu się dzieje!? Po pierwsze nie wolno palić w szkole i na jej terenie! Wiedziałem, że kiedyś uda mi się was złapać na gorącym uczynku! Tak cię zalatwię, że nie przyjmą cię na żadne porządne studia Katelyn!
- Czekaj czekaj... Skąd znasz moje imię?
- Chodzimy razem na hiszpański, z resztą, chodzisz z Maslowem, każdy cię zna- o, dobrze wiedzieć.- po drugie teren balu to teren zamknięty- zwrócił się do Kendalla, a mi ,mimo złości na blondyna, zachciało się śmiać. Co takie huherko niecałe metr siedemdziesiąt, może przy takim Schmidtcie.- dzwonię po dyrektora!- okej nad tym sie nie zastanawiałam. W pewnym momencie puscił mnie i sekundę później stał przy nim. Nie zauważyłam by w jaki kolwiek sposób go dotykał, ale ten zesztywniał. Pistolet.
- Katelyn, liczę do pięciu, a ty wsaiądź do auta. Zrób mi przysługę i proszę, nie każ naciskać spustu.
- Ty jesteś jakiś popierdolony! Szantażujesz mnie!? Co takiego ci zrobił, że chcesz go zabijać!?
- Nie chcę.- palcami odliczał kolejne sekundy- wsiadz do auta i daj mi torebkę.
- Co, teraz jeszcze torebkę chcesz!? Jak James...- wysunął piąty palec; kuźwa zapomniałam o tym odliczaniu; myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, chłopak stojący przedemną zacisnął oczy czekając na wystrzał. Nic takiego nie nadeszło. Zamiast huku usłyszałam jedynie ten jego irytujący śmiech.
- uwilbiam sobie pożartować- odsunął pisrolet od tego biedaka, a on opadł z nerwów na kolana i ledwo uchronił swoje okulary przed spadnięciem.- teraz go nabiję- wyjął z kieszeni jeden nabój i włożył do magazynku.- mam tylko jeden nabój, a ty masz pięć sekund kochanie. Rzuć torebkę, proszę.- miałam ochotę mu walnąć za to "kochanie", ale wolałam nie mieć nikogo na sumieniu i oddałam posłusznie moją kopertówkę.- grzeczna dziewczynka, teraz wejdź do auta i dam mu spokój- biedak, patrzył się na mnie swoimi oczami kujona, ale nie mogłam sie ruszyć.- trzy...- głośno odsapnęłam i jakoś udało mi się wejść do Jeepa, zatrząsnęłam drzwi i obrażona czekałam aż tu przyjdzie. Szepnął coś jeszcze temu chłopakowi z hiszpańskiego i biorąc moją torebkę usiadł za kierownicą.
- Fajnie, że się zdecydowałaś.- powiedział z satysfakcją w głosie i ruszyliśmy.

****************
Heloooo!
Miał być 8 no to jest 8 hahaha
Specjalnie dla was tak dupę spięłam i napisałam tą drugą cześć tak szybko :D
Dziękuję za wszystkie komentarze pod tamtym rozdziałem i witam nowych czytelników z których jestem tak bardzo zadowolna ^^ *fangirling*
Następny rozdział - ok 22 sierpnia :)