Przepraszam jeżeli, w ktorymś miejscu brakuje polskich znaków.
**********************************************
Nie
wiem jak on mógł mi to zrobić! Po jaką cholerę angażował się w ten cały cyrk!?
Jeszcze jak mnie podwiózł to powiedział, że musimy to kiedyś powtórzyć! A
teraz? A teraz przysyła mi esemesa, że musi wyjechać! Sama nie wiem, na kogo
byłam bardziej wściekła. Na niego - czy na siebie. Po co ja zaczynałam tą
znajomość? To było oczywiste, że nikt nie wytrzyma ze mną na dłuższą metę!
-
Katelyn! Otwórz te drzwi!
-
Idź sobie!- odkrzyknęłam mojemu bratu pociągając nosem
-
Katelyn, do cholery jasnej, nie rób scen!
-
Zostaw mnie w spokoju!- podeszłam do drzwi i zaczęłam uderzać w nie pięściami.
Po kilku uderzeniach zakręciło mi się w głowie. Usiadłam pod ścianą i dopiero w
tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo bolą mnie ręce. Skuliłam się na
podłodze i po chwili zasnęłam. Obudziłam się w nocy, ale już na łóżku. Pewnie
Logan znalazł gdzieś zapasowy klucz. No właśnie, Logan. Wydawało mi się, że to
on siedział obok mnie, więc gdy usłyszałam jak rozmawia z kimś przez telefon zdecydowałam
się udawać, że nadal śpię.
-
Stary, ona się za bardzo do ciebie przywiązała.- starał się mówić cicho, ale i
tak mogłam wyczuć gniew w jego głosie.- nie rozumiesz, co znaczy słowo
„przyjaciel”?- w słuchawce mogłam usłyszeć jak ktoś krzyczy. Osoba po drugiej
stronie też była wkurzona.- masz szczęście, z nic sobie nie zrobiła. Tak… tak
wiem. To był głupi pomysł, ale chciałem dobrze… ona była taka smutna, nie miała
nikogo oprócz mnie… a gdy pojawiłeś się ty, uznałem, że może otworzy się na
ludzi.- czy on mówił o mnie? Miałam ochotę teraz wstać i zacząć się na niego
drzeć, ale byłam ciekawa, co powie dalej.- nie… to nie najlepszy pomysł… musi o
tobie zapomnieć. Nie wracaj.- poczułam jak pod moimi zamkniętymi powiekami
zbierają się łzy, więc przekręciłam się na łóżku plecami do mojego brata.-W
każdym bądź razie, dzięki.- powiedział, po czym zakończył połączenie. Nie
mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Z moich oczu nadal ciekły łzy, ale
jakoś udało mi się zasnąć. Następnym razem obudziłam się dopiero rano, a gdy
chciałam sprawdzić na moim telefonie która godzina, okazało się, że jest on
rozładowany. Wszystko przypominało mi o
tym co zdarzyło się wczoraj. Do moich oczu znów zaczęły zbierać się łzy, ale
nie pozwoliłam im wypłynąć. Wstałam z łóżka i zaścieliłam je najdokładniej jak
potrafiłam. Potem posprzątałam na biurku, ułożyłam rzeczy w szafie, przy okazji
się ubierając i zeszłam na dół, gdzie panowała grobowa cisza. Na zegarku
widniała godzina szósta rano. Wcześnie jak na mnie. Nie wiedząc, co mam ze sobą
zrobić, zaczęłam ścierać kurze w całym domu, oczywiście omijając sypialnie.
Ułożyłam wszystkie porozrzucane kosmetyki w łazience i z rozpędu wstawiłam
pranie. Podlałam wszystkie kwiaty i nawet nie zwróciłam uwagi, że minęło ponad
półtorej godziny. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam się zastanawiać nad śniadaniem.
Żeby nie ubrudzić za bardzo, czystej jak łza kuchenki, postawiłam na tosty z
serem. Włączyłam cicho radio i zabrałam się do szykowania kanapek. Rozlałam sok
pomarańczowy do szklanek i po włożeniu pierwszych grzanek do tostera, zaczęłam
nakrywać do stołu. Około godziny ósmej, obudził się mój tata. Szybko wyjęłam
kanapki z urządzenia i mu podałam.
-
a co ty taka dziś zapracowana od rana?
-
jakoś tak wyszło… Logan już wstał?
-
Nie wiem, musisz sprawdzić.- odpowiedział biorąc gryz tosta. Gdy już miałam
wchodzić na górę, zauważyłam jak schodzi po schodach.
-
dzień dobry- uśmiechnął się- jak tam?
-
dobrze, na stole masz śniadanie- wskazałam, po czym wyminęłam chłopaka i udałam
się do łazienki by rozwiesić pranie. Gdy wróciłam do kuchni cała czwórka
siedziała już przy stole. Wzięłam również swój talerz i zaczęłam posiłek. Kiedy
wszyscy skończyliśmy jeść, rodzice zasugerowali, że to oni posprzątają, więc
poszłam się malować. Jeszcze nigdy nie wyrobiłam się tak szybko. Muszę
przyznać, że byłam z siebie dumna.
-
Jedziemy?- zapytał Logan, delikatnie uchylając drzwi
-
jasne- uśmiechnęłam się, a on zaskoczony tym gestem, odwzajemnił go z
opóźnieniem. Droga do szkoły minęła nam całkiem przyjemnie, Logan zawsze kłócił
się z Beą o to, czego mamy słuchać, więc co pięć minut zmieniali stację
radiową. Nie mogę powiedzieć, że byłam z tego powodu zadowolona, ale przynajmniej
nikt nie skupiał swojej uwagi na mnie. Gdy podjechaliśmy na parking szkolny,
każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Po drodze do sali chemicznej dołączył
do nie James.
-
cześć!- jejku, czy on musi tak krzyczeć?
-
cześć.
-
coś się stało?- chyba wyczuł mój zły nastrój
-
nic.
-
Katelyn, mi możesz powiedzieć.
- nie, nie mogę.
-
aż tak źle?
-
tak.
-
czyli?
-
jeden natręt nie chce się ode mnie odczepić. Jest strasznie nachalny i jak by
było tego mało to jeszcze uważa się za pępek świata! Należy do szkolnej drużyny
koszykówki, więc wydaje mu się, że jeśli zagada do jakiejś dziewczyny to ona
będzie wniebowzięta i zacznie mdleć w jego ramiona.- nie wiedziałam, dlaczego tak
bardzo na niego nawrzucałam, przecież nie byłam na niego zła. Byłam zła na
kogoś zupełnie innego…
-
o czym ty mówisz, Kay…- chłopak chciał położyć rękę na moim ramieniu, ale ją
strąciłam.
-
zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam i zaczęłam się przedzierać przez zebrany
wokół nas tłum, który zaczął wydawać z siebie głośne „uuu”. Nic dziwnego, że
zachowywali się właśnie w taki sposób. Byłam chyba pierwszą, która dała
Jamesowi kosza.
-
Jasne! Idź sobie do Schmidta! Bawcie się dobrze, tylko nie pijcie za dużo!- na
jego słowa wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
-
Powiedział ten trzeźwy!- to akurat była prawda. James tak jak cała nasza paczka
lubił sobie wypić. Nie znał umiaru.- przypomnieć Ci co stało się po imprezie u
Megan?- zaraz po wypowiedzeniu tych słów ugryzlam sie w jezyk. Nie powinnam wypominać mu tego zdarzenia, zwłaszcza przy całej szkole. Ten dzień, a dokładniej noc była chyba jego najgorszą w życiu. Cały tlum zaczął sie śmiać najgłośniej jak tylko sie dało, ale ucichli zaraz po tym, gdy James zaczął kierować sie w moją stronę. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, ale mimo wszystko odruchowo zaczęłam uciekać. Nie gonił mnie, lecz ja nie przestawałam biec. Szybko wydostałam się ze szkoły i zaczęłam płxakac. właśnie stracilam kolejną osobę. Brawo,Katelyn, brawo. Łzy rozmazywaly mi obraz, a nogi zaczęły boleć. Bez zastanowienia wbiegłam na ulice i zdałam sobie sprawę z tego co za chwile się stanie. Niestety, opony samochodu przedemną, zapiszczaly, a pojazd wychamował. Podniosłam głowe do góry i doznałam szoku.To byl On. Chciałam uciekać jak najdalej, ale nogi zaczęły sie podemną uginać.
- Wszysko okej? Katelyn, powiedz coś.- stałam jak wmurowana i zaczełam jeszcze bardziej płakać. Kendall zniecierpliwiony wziął mnie za reke i tak jak ostatnio wrzucił do swojego auta. Zjechał nim na pobocze by nie blokować ruchu i odwrocił sie w moją stronę - co takiego sie, kurwa stalo, że chcialas sie zabic!?-nie spodziewałam sie po nim takiej reakcji. Źrenice miał rozszerzone i wcale nie przypominał mi "mojego" Kendalla. Miał potargane włosy i wory pod oczami. Jego niebiesko czerwona koszula była rozpieta, a z pod niej wystawała luźna czarna bluzka. Najwiekszą zmianą w jego wyglądzie były oczy. Nie dlatego, że były rozszerzone,lecz dlatego, że nie było w nich już tej pięknej zieleni,tej... tej chęci do życia.
- Ja...ja...- nie mogłam wydać z siebie nawet jednego sensownego slowa. Sama nie wiedzialam dlaczego to zrobiłam. to byl impuls- prze-przepraszam- wydukałam.- d... dlaczego jeszcze tu jesteś?- pociagnęłam nosem.- miałeś wyjechać dziś rano...
- wiem, plany mi się zmiemniły. Wracaj do szkoly, jasne?- gdy zobaczył moje rozkojażenie dodał- przepraszam, jeśli namieszałem w twoim życiu. Obiecuję Ci, że to był ostatni raz. Już nie wrócę. Musisz o mnie zapomnieć. Byłem tylko złym snem. Proszę cie, wracaj do szkoły.-powiedział, nawet nie patrząc się na mnie.
-dobrze...- odpowiedziałam, wychodząc z pojazdu. Czułam się tak jak bym zaraz miała zemdleć. Srece mi waliło, a rece trzęsły. Chwiejnym krokiem dotarłam do szkoły, a On odjechał. Nie miałam siły iść teraz na lekcje. usiadłam pod moją szafką czekając na dzwonek. Nie miałam pojecia, co sądzić o tym wszystkim. Najpierw ratuje mi życie, potem pozwala u siebie nocować. Następnie poznaje moją tajemnice, jako jeden z niewielu, przyprowadza moją upitą siostrę do domu, spędza ze mna noc, przyjeżdża po mnie do szkoły tylko po to by zabrać mnie do parku rozrywki, a na sam koniec tak po prostu mowi mi, że był tylko "złym snem". To nie może sie tak skonczyć. Ja potrzebowałam jego obecnosci. Potrzebowałam jego śmiechu, jego oczu, jego głupich dowcipów i jego dotyku. Za każdym razem sprawiał, że na moim ciele pojawiala sie gesia skórka. Nie wiem dlaczego, ale nie byłam zaniepokojona w jego obcności, a wręcz przeciwnie, czułam sie z nim bezpiecznie. wtedy, gdy przytulil mnie po raz pierwszy na plaży... Miałam ochotę nigdy go nie puszczać. Niestety moja przeszłość robiła swoje. Jakaś część mnie bała sie nawet Jego. Tylko nie wiem czy to serce, czy rozum. Może on naprawdę nie jest taki jak mi się wydaje?
- dziecko, jakaś ty blada!- z zamyślenia wyrwał mnie głos szkolnej pielęgniarki.-dlaczego nie jesteś na lekcji? co tutaj robisz?- Była chyba najtroskliwszą osoba w całej szkole. Źle czułam sie oklamujac ja, ale sytuacja tego wymagała.
- właśnie do pani szłam, ale zrobiło mi sie strasznie słabo i musiałam usiaść- usmiechnelam sie najlepiej jak potrafilam.
- Słońce, dasz rade wstac?
- chyba tak...- uspokoiłam ją, powoli sie podnoszac.
- chodź, zmierze ci cisnienie- powiedziała, biorac mnie pod rękę.
- dziekuje.- w gabinecie dostalam od niej jakies tabletki i ciastko. Własnie, ciastko. Nie lubiłam ciastek. Miały w sobie strasznie dużo cukru. Podczas, gdy ja połykalam tabletke, pielegniarka dokładnie przegladała moje karty.
- już lepiej?
-tak, dziękuję.
- Katelyn, ciśnienie masz w porzadku, sądzę, że twoj stan jest spowodowany twoją wagą.- oh.. jak bym to pierwszy raz słyszała...- do tego doszedl stres zwiazany ze szkołą... Wiesz, że musisz wiecej jeść, prawda?
- Ale ja jem normalnie. Nie głodzę się.
- Przy twoim wzroście przydało by ci sie przytyć kilka badź kilkanaście kilo. Nie żartuje.
- dobrze...postaram sie...moge wracać na lekcje?
- wolała bym żeby ktoś odwiozł cię do domu.
- Mój brat ma auto.
- dobrze, zwolnię was.
- jeszcze raz dziekuje, do widzenia- pożegnałam się, a kobieta siegnęła po telefon by skontaktować śie z nauczycielem Logana. Chłopak szybko przyszedł na parking i za chwile kierowalismy sie już w stronę domu. Nagle Logan przerwal nieprzyjemną ciszę.- Widziałem cie z Kendallem.- po jego tonie zgadywalam, że nie podobało mu sie to. Świetnie.
************************************************
Patrzcie jak ja was kocham hahaha
Ten rozdzial pisałam na tablecie z klawiaturą bez polskich znaków(wiec poprawialam wszystko potem ręcznie) i dlatego na poczatku macie uprzedzenie ;)
Bardzo chciałam podziękowac za 12 komentarzy pod 10 rozdzialem ojejku ctweffffrhndstjk (tak, zawsze sie tak będę jarac) i sie zastanawiałam czy nie lepiej poczekac z publikowaniem tego rozdzialu (ale ja pazerna)
A jak tak apropo komentarzy to prawie sie popłakałam jak wchodze na bloga, a tam 12 komentarzy :')
Nie wiem czy spodoba Wam sie ten rozdział ponieważ nie tak go sobie wyobrażałam,ale jak na tablet to nie jest źle, nie?
chcialabym was jeszcze zaprosić na bardzo nietypowego, lecz świetnie sie zapowiadajacego bloga - tutaj macie link
--------> KLIK <-------