Strony

niedziela, 25 maja 2014

#11

Przepraszam jeżeli, w ktorymś miejscu brakuje polskich znaków.
**********************************************

Nie wiem jak on mógł mi to zrobić! Po jaką cholerę angażował się w ten cały cyrk!? Jeszcze jak mnie podwiózł to powiedział, że musimy to kiedyś powtórzyć! A teraz? A teraz przysyła mi esemesa, że musi wyjechać! Sama nie wiem, na kogo byłam bardziej wściekła. Na niego - czy na siebie. Po co ja zaczynałam tą znajomość? To było oczywiste, że nikt nie wytrzyma ze mną na dłuższą metę!
- Katelyn! Otwórz te drzwi!
- Idź sobie!- odkrzyknęłam mojemu bratu pociągając nosem
- Katelyn, do cholery jasnej, nie rób scen!
- Zostaw mnie w spokoju!- podeszłam do drzwi i zaczęłam uderzać w nie pięściami. Po kilku uderzeniach zakręciło mi się w głowie. Usiadłam pod ścianą i dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo bolą mnie ręce. Skuliłam się na podłodze i po chwili zasnęłam. Obudziłam się w nocy, ale już na łóżku. Pewnie Logan znalazł gdzieś zapasowy klucz. No właśnie, Logan. Wydawało mi się, że to on siedział obok mnie, więc gdy usłyszałam jak rozmawia z kimś przez telefon zdecydowałam się udawać, że nadal śpię.
- Stary, ona się za bardzo do ciebie przywiązała.- starał się mówić cicho, ale i tak mogłam wyczuć gniew w jego głosie.- nie rozumiesz, co znaczy słowo „przyjaciel”?- w słuchawce mogłam usłyszeć jak ktoś krzyczy. Osoba po drugiej stronie też była wkurzona.- masz szczęście, z nic sobie nie zrobiła. Tak… tak wiem. To był głupi pomysł, ale chciałem dobrze… ona była taka smutna, nie miała nikogo oprócz mnie… a gdy pojawiłeś się ty, uznałem, że może otworzy się na ludzi.- czy on mówił o mnie? Miałam ochotę teraz wstać i zacząć się na niego drzeć, ale byłam ciekawa, co powie dalej.- nie… to nie najlepszy pomysł… musi o tobie zapomnieć. Nie wracaj.- poczułam jak pod moimi zamkniętymi powiekami zbierają się łzy, więc przekręciłam się na łóżku plecami do mojego brata.-W każdym bądź razie, dzięki.- powiedział, po czym zakończył połączenie. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Z moich oczu nadal ciekły łzy, ale jakoś udało mi się zasnąć. Następnym razem obudziłam się dopiero rano, a gdy chciałam sprawdzić na moim telefonie która godzina, okazało się, że jest on rozładowany. Wszystko przypominało mi  o tym co zdarzyło się wczoraj. Do moich oczu znów zaczęły zbierać się łzy, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Wstałam z łóżka i zaścieliłam je najdokładniej jak potrafiłam. Potem posprzątałam na biurku, ułożyłam rzeczy w szafie, przy okazji się ubierając i zeszłam na dół, gdzie panowała grobowa cisza. Na zegarku widniała godzina szósta rano. Wcześnie jak na mnie. Nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić, zaczęłam ścierać kurze w całym domu, oczywiście omijając sypialnie. Ułożyłam wszystkie porozrzucane kosmetyki w łazience i z rozpędu wstawiłam pranie. Podlałam wszystkie kwiaty i nawet nie zwróciłam uwagi, że minęło ponad półtorej godziny. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam się zastanawiać nad śniadaniem. Żeby nie ubrudzić za bardzo, czystej jak łza kuchenki, postawiłam na tosty z serem. Włączyłam cicho radio i zabrałam się do szykowania kanapek. Rozlałam sok pomarańczowy do szklanek i po włożeniu pierwszych grzanek do tostera, zaczęłam nakrywać do stołu. Około godziny ósmej, obudził się mój tata. Szybko wyjęłam kanapki z urządzenia i mu podałam.
- a co ty taka dziś zapracowana od rana?
- jakoś tak wyszło… Logan już wstał?
- Nie wiem, musisz sprawdzić.- odpowiedział biorąc gryz tosta. Gdy już miałam wchodzić na górę, zauważyłam jak schodzi po schodach.
- dzień dobry- uśmiechnął się- jak tam?
- dobrze, na stole masz śniadanie- wskazałam, po czym wyminęłam chłopaka i udałam się do łazienki by rozwiesić pranie. Gdy wróciłam do kuchni cała czwórka siedziała już przy stole. Wzięłam również swój talerz i zaczęłam posiłek. Kiedy wszyscy skończyliśmy jeść, rodzice zasugerowali, że to oni posprzątają, więc poszłam się malować. Jeszcze nigdy nie wyrobiłam się tak szybko. Muszę przyznać, że byłam z siebie dumna.
- Jedziemy?- zapytał Logan, delikatnie uchylając drzwi
- jasne- uśmiechnęłam się, a on zaskoczony tym gestem, odwzajemnił go z opóźnieniem. Droga do szkoły minęła nam całkiem przyjemnie, Logan zawsze kłócił się z Beą o to, czego mamy słuchać, więc co pięć minut zmieniali stację radiową. Nie mogę powiedzieć, że byłam z tego powodu zadowolona, ale przynajmniej nikt nie skupiał swojej uwagi na mnie. Gdy podjechaliśmy na parking szkolny, każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Po drodze do sali chemicznej dołączył do nie James.
- cześć!- jejku, czy on musi tak krzyczeć?
- cześć.
- coś się stało?- chyba wyczuł mój zły nastrój
- nic.
- Katelyn, mi możesz powiedzieć.
 - nie, nie mogę.
- aż tak źle?
- tak.
- czyli?
- jeden natręt nie chce się ode mnie odczepić. Jest strasznie nachalny i jak by było tego mało to jeszcze uważa się za pępek świata! Należy do szkolnej drużyny koszykówki, więc wydaje mu się, że jeśli zagada do jakiejś dziewczyny to ona będzie wniebowzięta i zacznie mdleć w jego ramiona.- nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo na niego nawrzucałam, przecież nie byłam na niego zła. Byłam zła na kogoś zupełnie innego…
- o czym ty mówisz, Kay…- chłopak chciał położyć rękę na moim ramieniu, ale ją strąciłam.
- zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam i zaczęłam się przedzierać przez zebrany wokół nas tłum, który zaczął wydawać z siebie głośne „uuu”. Nic dziwnego, że zachowywali się właśnie w taki sposób. Byłam chyba pierwszą, która dała Jamesowi kosza.
- Jasne! Idź sobie do Schmidta! Bawcie się dobrze, tylko nie pijcie za dużo!- na jego słowa wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- Powiedział ten trzeźwy!- to akurat była prawda. James tak jak cała nasza paczka lubił sobie wypić. Nie znał umiaru.- przypomnieć Ci co stało się po imprezie u Megan?- zaraz po wypowiedzeniu tych słów ugryzlam sie w jezyk. Nie powinnam wypominać mu tego zdarzenia, zwłaszcza przy całej szkole. Ten dzień, a dokładniej noc była chyba jego najgorszą w życiu. Cały tlum zaczął sie śmiać najgłośniej jak tylko sie dało, ale ucichli zaraz po tym, gdy James zaczął kierować sie w moją stronę. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, ale mimo wszystko odruchowo zaczęłam uciekać. Nie gonił mnie, lecz ja nie przestawałam biec. Szybko wydostałam się ze szkoły i zaczęłam płxakac. właśnie stracilam kolejną osobę. Brawo,Katelyn, brawo. Łzy rozmazywaly mi obraz, a nogi zaczęły boleć. Bez zastanowienia wbiegłam na ulice i zdałam sobie sprawę z tego co za chwile się stanie. Niestety, opony samochodu przedemną, zapiszczaly, a pojazd wychamował. Podniosłam głowe do góry i doznałam szoku.To byl On. Chciałam uciekać jak najdalej, ale nogi zaczęły sie podemną uginać.
- Wszysko okej? Katelyn, powiedz coś.- stałam jak wmurowana i zaczełam jeszcze bardziej płakać. Kendall zniecierpliwiony wziął mnie za reke i tak jak ostatnio wrzucił do swojego auta. Zjechał nim na pobocze by nie blokować ruchu i odwrocił sie w moją stronę - co takiego sie, kurwa stalo, że chcialas sie zabic!?-nie spodziewałam sie po nim takiej reakcji. Źrenice miał rozszerzone i wcale nie przypominał mi "mojego" Kendalla. Miał potargane włosy i wory pod oczami. Jego niebiesko czerwona koszula była rozpieta, a z pod niej wystawała luźna czarna bluzka. Najwiekszą zmianą w jego wyglądzie były oczy. Nie dlatego, że były rozszerzone,lecz dlatego, że nie było w nich już tej pięknej zieleni,tej... tej chęci do życia.
- Ja...ja...- nie mogłam wydać z siebie nawet jednego sensownego slowa. Sama nie wiedzialam dlaczego to zrobiłam. to byl impuls- prze-przepraszam- wydukałam.- d... dlaczego jeszcze tu jesteś?- pociagnęłam nosem.- miałeś wyjechać dziś rano...
- wiem, plany mi się zmiemniły. Wracaj do szkoly, jasne?- gdy zobaczył moje rozkojażenie dodał- przepraszam, jeśli namieszałem w twoim życiu. Obiecuję Ci, że to był ostatni raz. Już nie wrócę. Musisz o mnie zapomnieć. Byłem tylko złym snem. Proszę cie, wracaj do szkoły.-powiedział, nawet nie patrząc się na mnie. 
-dobrze...- odpowiedziałam, wychodząc z pojazdu. Czułam się tak jak bym zaraz miała zemdleć. Srece mi waliło, a rece trzęsły. Chwiejnym krokiem dotarłam do szkoły, a On odjechał. Nie miałam siły iść teraz na lekcje. usiadłam pod moją szafką czekając na dzwonek. Nie miałam pojecia, co sądzić o tym wszystkim. Najpierw ratuje mi życie, potem pozwala u siebie nocować. Następnie poznaje moją tajemnice, jako jeden z niewielu, przyprowadza moją upitą siostrę do domu, spędza ze mna noc, przyjeżdża po mnie do szkoły tylko po to by zabrać mnie do parku rozrywki, a na sam koniec tak po prostu mowi mi, że był tylko "złym snem". To nie może sie tak skonczyć. Ja potrzebowałam jego obecnosci. Potrzebowałam jego śmiechu, jego oczu, jego głupich dowcipów i jego dotyku. Za każdym razem sprawiał, że na moim ciele pojawiala sie gesia skórka. Nie wiem dlaczego, ale nie byłam zaniepokojona w jego obcności, a wręcz przeciwnie, czułam sie z nim bezpiecznie. wtedy, gdy przytulil mnie po raz pierwszy na plaży... Miałam ochotę nigdy go nie puszczać. Niestety moja przeszłość robiła swoje. Jakaś część mnie bała sie nawet Jego. Tylko nie wiem czy to serce, czy rozum. Może on naprawdę nie jest taki jak mi się wydaje?
- dziecko, jakaś ty blada!- z zamyślenia wyrwał mnie głos szkolnej pielęgniarki.-dlaczego nie jesteś na lekcji? co tutaj robisz?- Była chyba najtroskliwszą osoba w całej szkole. Źle czułam sie oklamujac ja, ale sytuacja tego wymagała.
- właśnie do pani szłam, ale zrobiło mi sie strasznie słabo i musiałam usiaść- usmiechnelam sie najlepiej jak potrafilam.
- Słońce,  dasz rade wstac?
- chyba tak...- uspokoiłam ją, powoli sie podnoszac.
- chodź, zmierze ci cisnienie- powiedziała, biorac mnie pod rękę.
- dziekuje.- w gabinecie dostalam od niej jakies tabletki i ciastko. Własnie, ciastko. Nie lubiłam ciastek. Miały w sobie strasznie dużo cukru. Podczas, gdy ja połykalam tabletke, pielegniarka dokładnie przegladała moje karty.
- już lepiej?
-tak, dziękuję.
- Katelyn, ciśnienie masz w porzadku, sądzę, że twoj stan jest spowodowany twoją wagą.- oh.. jak bym to pierwszy raz słyszała...- do tego doszedl stres zwiazany ze szkołą... Wiesz, że musisz wiecej jeść, prawda?
- Ale ja jem normalnie. Nie głodzę się.
- Przy twoim wzroście przydało by ci sie przytyć kilka badź kilkanaście kilo. Nie żartuje.
- dobrze...postaram sie...moge wracać na lekcje?
- wolała bym żeby ktoś odwiozł cię do domu. 
- Mój brat ma auto.
- dobrze, zwolnię was.
- jeszcze raz dziekuje, do widzenia- pożegnałam się, a kobieta siegnęła po telefon by skontaktować śie z nauczycielem Logana. Chłopak szybko przyszedł na parking i za chwile kierowalismy sie już w stronę domu. Nagle Logan przerwal nieprzyjemną ciszę.- Widziałem cie z Kendallem.- po jego tonie zgadywalam, że nie podobało mu sie to. Świetnie.

************************************************

Patrzcie jak ja was kocham hahaha
Ten rozdzial pisałam na tablecie z klawiaturą bez polskich znaków(wiec poprawialam wszystko potem ręcznie) i dlatego na poczatku macie uprzedzenie ;)
Bardzo chciałam podziękowac za 12 komentarzy pod 10 rozdzialem ojejku ctweffffrhndstjk (tak, zawsze sie tak będę jarac) i sie zastanawiałam czy nie lepiej poczekac z publikowaniem tego rozdzialu (ale ja pazerna)
A jak tak apropo komentarzy to prawie sie popłakałam jak wchodze na bloga, a tam 12 komentarzy :')
Nie wiem czy spodoba Wam sie ten rozdział ponieważ nie tak go sobie wyobrażałam,ale jak na tablet to nie jest źle, nie?


chcialabym was jeszcze zaprosić na bardzo nietypowego, lecz świetnie sie zapowiadajacego bloga - tutaj macie link 
--------> KLIK <-------

poniedziałek, 12 maja 2014

#10

- Gdzie mnie wieziesz?- Zapytałam ponownie, gdy złość zniknęła z jego twarzy.
- na wycieczkę.- uśmiechnął się patrząc w lusterko
- powinnam być w szkole.
- Nie żartuj, przecież to tylko jeden dzień.
- „Tylko jeden dzień”?! Kendall ja mam szkołę! Nie wiem czy wiesz, ale mam 18 lat!
- Masz 18 lat, a palisz, uciekasz z lekcji, imprezujesz, pijesz…
- nie przesadzaj!
- Ja wcale nie przesadzam.
- Znasz mnie kilka dni!
- wiem o tobie więcej niż mogło by ci się wydawać.- powiedział całkiem poważnie spoglądając na mnie w lusterku. Nienawidziałam go. To śmieszne jak twoja opinia o człowieku może się zmienić w ciągu kilku minut.
- Logan na pewno będzie się o mnie martwił, musimy wrócić.- postanowiłam przerwać tą głupia sprzeczkę.
- Logan o wszystkim wie.
- Jeżeli by wiedział to by mi powiedział.- to była prawda. Logan nie miał przede mną żadnych tajemnic. Nigdy.
- To miała być niespodzianka.
- ugh. Dlaczego akurat teraz, a nie za parę godzin?
- Za parę godzin idę do pracy, Katelyn. Nie wiem czy wiesz, ale mam 23 lata i musze zarabiać pieniądze na swoje utrzymanie.
- To dlaczego twój ojciec ci nie da?
- Mówiłem , że jest inaczej niż ci się wydaje.- jego ręce mocniej zacisnęły się na kierownicy, więc wolałam nie kontynuować tego tematu. Po piętnastu minutach jazdy nareszcie dotarliśmy na miejsce. Blondyn zaparkował na przepełnionym parkingu i szybko podbiegł z drugiej strony by pomóc mi wysiąść z jego wysokiego pojazdu.
- dziękuję.
- Jasne.- uśmiechnął się niepewnie, rozglądając po ulicy.- chodź- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę molo.
- gdzie idziemy?
- zabawić się!- włożył swoje okulary przeciwsłoneczne i udaliśmy się w głąb całego zgiełku, tym razem wolniejszym krokiem.
- fajnie tu.- przyznałam.
- nigdy nie byłaś Santa Monica?- zapytał zdziwiony.
- nie, jestem tu po raz pierwszy, chyba.
- chyba?
- miejsce wydaje się znajome, ale nie mam z nim związanych jakiś wspomnień…- rzeczywiście, wszystkie stoiska, diabelskie koła i inne atrakcje były mi znane, lecz to raczej było tylko de ja vu. – wydaje mi się, że powinnam zadzwonić do Logana.
- spokojnie, już do niego dzwoniłem.
- niby, kiedy?
- Katelyn… wyluzuj… zobacz gdzie jesteś…- zdjął okulary i spojrzał na mnie z góry, swoimi pięknymi oczami. Już dawno nie patrzyłam się nikomu w oczy, ale od jego ciężko było się oderwać.- chodź, zestrzelę ci jakąś maskotkę.- uśmiechnął się rozbawiony swoim pomysłem. Gdy zobaczył moje wahanie westchnął i dodał- obiecuję ci, że to będzie twój najlepszy dzień w życiu… i myślę, że może załapię się na miano twojego przyjaciela?- nie wiem, dlaczego, ale gdy zaproponował mi przyjaźń, poczułam w środku jakieś ukłucie.
- no dobrze… ale o przyjacielu pogadamy dopiero jak odwieziesz mnie do domu całą i zdrową, a w moim przypadku to nie jest tak proste jak mogło by się wydawać- starałam się udawać rozluźnioną i wcale nie przejętą faktem, że jestem sama z prawie obcym mi facetem w tłumie obcych ludzi, którzy mogą być uzbrojeni w jakieś niebezpieczne narzędzia oraz fakt, że nawet nie wiem jak trafić do domu i chyba mi się udało ponieważ Kendall podprowadził mnie do stoiska ze strzelnicą i kazał już wybierać sobie nagrodę. Ku mojemu zdziwieniu chłopak strzelał jak zawodowiec, robił to tak, jak by strzelanie z broni, było dla niego codziennością. Byłam tak pochłonięta tym jak blondyn strzela na tarczach same dziesiątki, że nawet nie spojrzałam na wiszące nad nami maskotki. W końcu zdecydowałam, że najlepiej będzie, jeśli to on wybierze mi coś, jako pamiątkę naszego spotkania. Otrzymałam od niego białego misia, który był tak duży, że wolałam najpierw odnieść go do samochodu, a dopiero potem zwiedzić całą resztę atrakcji. Musze przyznać, że mimo wszystko, świetnie bawiłam się z Kendallem, już dawno nie śmiałam się tak szczerze. Chłopak cały czas żartował i zachowywał się jak dwunastolatek. Byliśmy tam chyba trzy godziny, a następnie zdecydowaliśmy, że pójdziemy coś zjeść. Nie często bywałam w Santa Monica, więc to on wybrał restaurację. Nazywała się Betsy’s i musze przyznać, że była świetnie urządzona. Nie była jakąś wielką restauracją, w której mieli zwyczaj siedzieć biznesmeni z laptopami, lecz zwykłą restauracyjką, wypełnioną studentami. Czułam się przy nich taka mała, jejku… Cieszyłam się, że akurat teraz zdecydowaliśmy się przekąsić, ponieważ, gdy tylko weszliśmy do budynku, pojedyncze krople deszczu zaczęły zdobić szyby na pobliskich autach. Kendall zamówił nam makaron z serem i colę po czym zrobił śmieszną minę.- coś się stało?- zaczęłam chichotać.
- Nie jestem pewien, czy zamknąłem auto, zaczekasz?
- jasne, nie ma sprawy.
- dzięki.- powiedział i wyszedł z Betsy’s. Gdy tylko zniknął za rogiem, ktoś dosiadł się do mnie.
- przepraszam, ale to…
- spokojnie, ja tylko na chwilę.- blondynka starała się uspokoić mnie uśmiechem.- Musisz coś o Nim wiedzieć- kiwnęła głową w stronę okna, za którym zniknął mój towarzysz.
- niby co?
- Nie jest taki jak ci się wydaje. Posłuchaj mnie i zakończ z nim znajomość.
- Słucham!?- zaczęłam się śmiać.- Co ty o nim wiesz!? Kim ty w ogóle jesteś!?- nie wiem, dlaczego ta sytuacja mnie tak zezłościła, szczerze mówiąc to ja też znałam Kendalla mniej niż tydzień, ale to kumpel mojego brata, więc na pewno jest spoko.
- Polly- jak gdyby nigdy nic podała mi rękę- muszę już iść, cześć.- uśmiechnęła się jeszcze raz i odeszła od stołu, za chwilę wrócił do mnie Kendall.
- Zamknięty.- powiedział wesoło i ściągnął swoją przemoczoną czapkę.- trochę pada.- humor go nie opuszczał.- Coś nie tak, Katelyn?
- nie, wszystko ok.
- Na pewno? Rozmawiałaś z kimś podczas mojej nieobecności?- zaczął się rozglądać po wypełnionej sali, a gdy zobaczył Polly w jej rogu, zerkającą na nas, zaczął nerwowo wystukiwać palcami jakiś rytm na stole.
- o co chodzi?- udawałam, ze nie znam powodu jego zachowania i nie pewnie położyłam swoją rękę na jego, nie wiem, dlaczego… ale w filmach zawsze działało. Gdy poczuł moje rozgrzane dłonie na swoich spojrzał się na mnie ze zdziwieniem. Szybko zsunęłam rękę.- p-przepraszam… ja…

- nie, jest okej.- uśmiechnął się sztucznie i znów ułożył moją dłoń na swojej.


***************************************** 


Jezus Maria, jaki krótki rozdział xo
okej, jako, ze jestem geniuszem, nie wpadłam na to by odznaczyć dodawanie komentarzy z anonima XD I chcę podziękować pewnej osobie, która uświadomiła mi, że jest taka opcja XD 
nie bijcie mnie za kolejną laskę w opowiadaniu hahaha
jak dobrze pójdzie to może do końca tygodnia dodam coś jeszcze ;)
I jeszcze jak byście nie zauważyli to w "bohaterowie" dodałam zdjęcie Nicole, tak więc jak ktoś jest ciekawy to zapraszam :) 
Mam nadzieję, ze się podobało, trzymajcie się :)
a tak btw to pierwsza 10 za nami! jeeeeeej!

wtorek, 6 maja 2014

#9

Gdy obudziłam się rano Kendalla już nie było, a jedyne, co po sobie zostawił to mała karteczka na poduszce obok.

„Dzień dobry, miłego dnia :)”

Westchnęłam i nie chętnie zwlokłam się z łóżka. Sama nie wiem, czego oczekiwałam, ale gdy tylko otworzyłam oczy poczułam się zawiedziona. Potrzebowałam zobaczyć ten jego głupawy uśmiech i zielone oczy. Zaczynało mnie to przerażać. Musiałam sobie dać z nim spokój, zaczynam się uzależniać. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do biurka, gdzie zastałam kolejną informację

„Nie zapomnij, że idziesz do szkoły na dziewiątą.”

Przecież bym nie zapomniała. Zaczęłam się denerwować, gdy zauważyłam kolorowe skrawki papieru rozłożone po całym pokoju, ale uznałam, że zignoruje je i zaczęłam wpadać w poniedziałkową rutynę. Sięgnęłam po butelkę wody stojącą przy moim łóżku i wypiłam z niej łyk płynu. Nie zdziwiłam się, gdy na jej opakowaniu znalazłam kolejną informację

„naładuj telefon”

Ugh. Wygrzebałam mój telefon z plecaka i gdy spojrzałam na wyświetlacz, rzeczywiście bateria była już prawie wyczerpana. Otworzyłam szufladę w poszukiwaniu ładowarki i tym razem natknęłam się na żółtą kartkę.

„Nie obijaj się tylko lepiej sprawdź, która jest godzina”

Zerknęłam na mały zegarek znajdujący się nad drzwiami, a moje serce zaczęło mi bić szybciej, mam pół godziny. Nie zdążę! Sam dojazd zajmuje mi i Loganowi dziesięć minut! Ciekawe czy on już wstał… Podeszłam do barierki schodów i zobaczyłam jak siedzi przed telewizorem gotowy do wyjścia. Jego plecak leżał przy drzwiach, a kluczyki od auta wisiały na wieszaku.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś!?
- Myślałem, że jak Kendall wychodził…
- To źle myślałeś!- fuknęłam i wróciłam do pokoju. Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu, po czym otworzyłam szafę w poszukiwaniu stroju na dziś. Na jednej z moich bluz leżała kolejna kartka

„Złóż ją, dziś jest wyjątkowo zimno”

Posłusznie wyjęłam z szafy czarną bluzę z nadrukiem i dobrałam do niej czerwone rurki oraz Vansy. Nie wiedziałam, dlaczego mam ich tak wiele, swoją drogą wystarczyłaby mi jedna para zwykłych butów, a nad tymi muszę się trząść żeby tylko ich nie popsuć. Jasne, Marie kupiłaby mi nowe, ale nie lubię chodzić na zakupy. Moja macocha uważa, że nie mogę chodzić w byle czym, więc moją szafę zapełniają same markowe ciuchy. Byłam prawie gotowa do szkoły, ale gdy spojrzałam do lustra doznałam szoku. Moje włosy były w okropnym stanie, a pod oczami miałam wory. Szybko usiadałam przy mojej toaletce i tak jak się domyśliłam, szczotka do włosów i kosmetyki były gotowe.

„Nie dziękuj. Miłego dnia”

- Nawet nie miałam zamiaru- mruknęłam sama do siebie i zabrałam się za rozczesywanie włosów, po czym sprawnie związałam je w wysoką kitkę. Odrzuciłam szczotkę na bok i nałożyłam na twarz korektor i trochę pudru. Odłączyłam telefon z kontaktu, ale mimo wyłączonego wifi naładował się do nie całej połowy. Westchnęłam i zbiegłam po schodach do Logana, który już czekał w drzwiach.
- Szybko.- pochwalił mnie, a w jego głosie dostrzegłam zdziwienie.
- Sama nie wiem jak to się stało.- obdarzyłam go uśmiechem.
- Chodź, musimy jeszcze zatankować.
- Przecież się spóźnimy!
- Na pustym baku nie dojedziesz.- zaczął się śmiać jednocześnie przekręcając zamek w drzwiach.
- Czekaj, a co z Beą?
- Ma dziś wolne- jeszcze nigdy nie widziałam go takiego rozbawionego rankiem, w dodatku w poniedziałek.
- Bardzo śmieszne. Widziałeś się z rodzicami?- zapytałam, gdy ruszyliśmy z pod domu.
- Tata mnie obudził jak wychodził, powiedział, że wrócą wieczorem.
- Znów.- dodałam
- przeszkadza Ci to? Przecież nie jesteś sama w domu.- uśmiechnął się ciepło
- wiem, ale mogliby kiedyś posiedzieć w domu jak dawniej.
-Muszą pracować.
- jasne.- zahaczyliśmy o stację benzynową i razem z Loganem ledwo zdążyliśmy na pierwszą lekcję, w sumie proponował mi zerwanie się z niej, ale jak już udało mi się ta szybko wyrobić to nie chciałam tego zmarnować. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek na przerwę, jako pierwsza wyleciałam z klasy, mimo iż siedziałam na samym końcu klasy. Szybkim krokiem udałam się w stronę parkingu, gdzie jak zawsze siedział mój brat ze swoimi kumplami. Podeszłam do nich i bez słowa usiadłam na murku ignorując wszystko wokół mnie.
- Cześć?- James dał o sobie znać, gdy minęłam go bez słowa. Jego twarz była delikatnie posiniaczona i miał mały szew na łuku brwiowym. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że to było spowodowane pożarem w klubie. Twarz Carlosa wyglądała chyba jeszcze gorzej, ponieważ miał najprawdopodobniej rozcięty policzek, na którym obecnie widniał duży plaster.
- Cześć.- odpowiedziałam najmilszym tonem, jaki udało mi się z siebie wydusić. Mój nastrój uległ wielkiej zmianie, co wiązało się z pojawieniem się ciemnych chmur na niebie. Nienawidziłam takiej pogody. Jedyną jej zaletą był deszcz. Ciemne niebo i zimny wiatr zaczął mnie przygnębiać. Pogoda na dworze nie poprawiła się przez cały dzień, a nawet podczas drugiej lekcji zaczęło kropić, na nasze szczęście do przerwy obiadowej deszcz przestał padać i bez problemu dostaliśmy się do budynku C. Cała nasza czwórka wzięła coś do jedzenia i usiedliśmy na zewnątrz, ale pod dachem. Nie byłam głodna, lecz jadłam z przyzwyczajenia. Jak co poniedziałek na mojej tacy widniały frytki z keczupem, które Logan mi podbierał konsumując swojego hamburgera. Chłopaki gadali jak zwykle o dziewczynach, a ja niezainteresowana tym tematem, wpatrywałam się w przestrzeń. Ku mojemu zaskoczeniu, przy aucie Logana zaparkował duży, znajomy mi pojazd. Drzwi Jeepa otworzyły się, a z nich wysiadł on. Ubrany w luźny sweter w paski i ciemne jeansy. Jego włosy wyjątkowo niepostawione do góry wystawały z pod zwykłej szarej Beanie. Szarość jego stroju przełamywały jedynie kolorowe bransoletki. Rozglądał się po całym parkingu w poszukiwaniu kogoś, gdy odnalazł mnie wzrokiem uśmiechnął się i pewnie ruszył w moją stronę. Z każdym jego krokiem zaczęłam się niepokoić. Byłam na niego zła za to, że zostawił mnie rano i nawet nie obudził przy wychodzeniu. Wiedziałam, że z jednej strony rzadko kiedy przejmuję inicjatywę rozmowy, lecz znając mnie, w którymś momencie mogła bym na niego nagle zacząć krzyczeć. W tym samym momencie, w którym cała reszta zauważyła blondyna, zeszłam  drewnianej ławki i ruszyłam przed siebie, sama nie wiedząc co robię. Zawsze, gdy pojawiał się problem, po prostu uciekałam od niego, więc dlaczego ma nie zadziałać i tym razem?
- Katelyn!- jego głos rozniósł się po całym parkingu. Czyli teraz pewnie wszystkie oczy są zwrócone w moją stronę. Kto normalny chciałby coś od takiej dziwnej Katelyn? Chyba tylko mnie obrazić, albo ze mnie drwić. Wszyscy przerwali swój posiłek i chyba nawet grupa plotkarek przestała sobie coś szeptać i chichotać.- Katelyn! Zaczekaj!- ugh. Niech mi da spokój!
- Co!?- nagle zatrzymuję się i odwracam, co sprawia, że chłopak wpada na mnie i gdyby nie jego zwinność leżał bym na ziemi cała mokra.
- Dlaczego uciekasz?- Zapytał rozbawiony i lekko zdyszany po swoim truchcie.- Chcę pogadać.- Jestem pewna, że minimum jedna osoba uruchomiła w tym momencie kamerę w swoim telefonie. Ostatnio, gdy nowy chłopak chciał do mnie zagadać, skończyło się moimi paznokciami w jego ręce. Wielki hit facebooka! Tylko czekali na drugą taką akcję.- Jesteś na mnie zła?
- Nie, jasne, że nie.
- To dlaczego poszłaś?
- spieszę się, o co chodzi?
- Akurat, gdy mnie zobaczyłaś?
- No popatrz, jaki zbieg okoliczności!- zadrwiłam.
- Katelyn, przestań.- Przestraszyłam się teraz nie na żarty, mówił tak, jak by zaraz miał mnie za chwilę zabić. Przełknęłam swój strach i obawę, gdy uświadomiłam sobie, ze parę metrów dalej stoi Logan i James - całe metr osiemdziesiąt pięć. Nie pozwoliliby mnie skrzywdzić.
- Jezu, wyluzuj! O co ci chodzi!?- Na moją odpowiedź złapał mnie za nadgarstki i jeszcze bardziej spoważniał. Serce zaczęło mi bić jeszcze mocniej, gdy mój brat nawet nie drgnął. W tym momencie przypomniała mi się rozmowa z Jamesem, która wtedy wydawała mi się śmieszna.


Może miał rację? Ale nawet, jeżeli, to nie mogę tego zakończyć. Sam się przyczepił. Moje myśli szybko się rozpłynęły, gdy poczułam jak ciągnie mnie za sobą do swojego auta. Próbowałam mu się wyrwać, ale był zbyt silny. Najgorsze było w tym wszystkim to, że mój brat nie reagował na nic. Siedział tam i w spokoju przyglądał się całej sprawie. Kendall dosłownie wrzucił mnie na tylne siedzenie, a sam również prawie wskoczył do auta. Zapiął swoje pasy i odjechał razem ze mną w nieznaną mi stronę.- Gdzie mnie wieziesz?- starałam się być spokojniejsza, ale jakoś mi się nie udawało.
- Musimy pogadać.- Jego ton mnie zdziwił. Nie brzmiał jak seryjny morderca.
- Tam też mogliśmy to zrobić!
- Przy tych ludziach?- zaczął się śmiać.
- nie rozumiem cię.- przyznałam

- to witaj w klubie.- wytknął rękę między fotelami bym mogła przybić mu piątkę.

******************************************************

Takie tam info do was, że zaraz dotrzemy do 10 ^^ jejku jak to szybko minęło xo Teraz się zorientowałam, że w opowiadaniu minęły cztery dni, a tak na prawdę to blog ma około 3 miesiące hahahaha nie wiem jak to zrobiłam XD

Wiem, że po tym rozdziale wiecie o wieeeleee więcej i na pewno wszystko się wyjaśniło hahahaha 
Wiedziałam, że muszę o czymś napisać! Zapomniała bym was oświecić, ze za dwa tygodnie wyjeżdżam i nie będzie mnie przez pięć dni. Jasne, postaram się wrzucić jeszcze jeden rozdział, ale trzeba zacząć oceny wyciągać i w ogóle, więc wiecie ;)

no, to na tyle :)
Dziękuję za komentarze! Myślicie, że uda nam się poić liczbę 9, która stanowi nasz aktualny rekord?
Powodzenia!