Strony

piątek, 17 kwietnia 2015

#24

Chłodny wiatr muskał moje nagie ramiona i sprowadzał moje włosy na twarz. W ciemnej uliczce jedyne co widziałam to jego oczy, które świecił z pożądania. Nie miałam na nic siły, ledwo trzymałam się na nogach stojąc pod betonową ścianą. Jego wielkie, brudne ręce odwróciły mnie przodem do muru i brutalnie ściągnęły moje legginsy wraz z majtkami. Wiedział jak słaba jestem, był świadom tego, że ledwo trzymam się na nogach. 
- tęskniłaś?- ochrypły głos sprawił, że zaczęłam płakać. Uświadomiłam sobie, że to dzieje się naprawdę. Jego dwa palce weszły we mnie gwałtownie, a ja pisnęłam z bólu.- zdradziłaś mnie?- pociągnął za moje włosy- ty dziwko. - usłyszałam jak rozpina rozporek i zaraz po tym poczułam go w sobie. Płakałam bez przerwy, nie wiedziałam co robić. Czekałam. Czekałam aż skończy i zostawi mnie w spokoju. W tym momencie usłyszałam chrząknięcie. Ktoś stał za nami. Mężczyzna popchnął mnie w bok i odwrócił się do niego. Jednak przyszedł, znalazł mnie, zaraz to wszystko się skończy... wszystko widzę jak przez mgłę, zaczynam odlatywać, ostatnie co pamiętam to głośny strzał.


Budzę się w moim łóżku cała zalana potem, Kendall leży obok mnie i śpi. Mam problemy z oddychaniem, krótkie urywane oddechy nie dają zbyt dużo powietrza. Kendall budzi się i bierze mnie w swoje ramiona, zaczęłam się uspokajać, mój oddech wrócił do normy.
- znów ten sen?
- tak- pociągnęłam nosem- czy on kiedykolwiek mnie zostawi?
- obiecuję ci, że tak, Katelyn, ale ty też musisz to zostawić za sobą...
- myślisz, że nie chcę?
- wiem, ze chcesz, ale musisz to wymazać z pamięci, rozumiesz? Usuń ten dzień ze swojego życia.
- mhm...- mruknęłam i odwróciłam się na bok
- śpij dobrze skarbie, Jestem tutaj.
***
Na szybach samochodu co chwila pojawiały się nowe krople deszczu. Czarny Jeep sunął cicho po drodze od czasu do czasu rozchlapując jakąś kałużę. Taka pogoda ma się utrzymać do końca tygodnia, jak dla mnie świetnie. Kiedy wszyscy chowają się w swoich domach, ja spaceruję najdłużej jak tylko mogę. Skupiam się na szumie deszczu i idę przed siebie wyłączona ze wszystkich myśli.
- Jesteśmy- głos Kendalla rozpędza moje myśli i przywraca do rzeczywistości. Dzwonię do drzwi mojego domu, ale nikt nie otwiera. Wyciągam klucze i przekręcam je w zamku. Nie wiem dlaczego, ale liczyłam na to, że się z nimi zobaczę. Trudno. Mocno otupuję buty przed wejściem i kieruję się w stronę mojego pokoju. Rzucam granatową torbę na łóżko i pakuję do niej większość moich ubrań, biżuterię, trochę książek, kilka zdjęć oraz wszystkie rzeczy, które nie powinny zostać znalezione przez moją rodzinę. Pakuję do kosmetyczki wszystkie rzeczy z łazienki i dopakowuję ją do walizki.
- gotowe!- krzyczę do Kendalla, który miał zostawić wiadomość dla moich rodziców o tym, że żyję. Szybko znajduje się w moim pokoju i zabiera razem z Lilly moje rzeczy. Uśmiecha się pocieszająco i wyciąga rękę dając mi znać, że na nas już pora. Szybko wychodzę i pakuję się z powrotem do auta.
Włączam radio i zaraz tego żałuję. "...zwłoki mężczyzny, który niedawno wyszedł z więzienia..." czerwony guzik znów przywraca ciszę w aucie. Ręka Kendalla ściska moja nogę w pocieszającym geście. Wzdycham i wyglądam przez okno, kilko dzieci skacze z kałuży do kałuży nie przejmując się krzykami swoich zdenerwowanych mam. Jestem ciekawa czy ja kiedykolwiek też będę mamą. W tym momencie wydaje mi się to strasznie abstrakcyjne. Opieka nad Lilly to zupełnie co innego. Nie jestem jej matką i bez względu na to, ile czasu z nią spędzę, nigdy nią nie będę. Ona już zawsze będzie sierotą.

*


moje życie byo spokojniejsze niż kiedykolwiek. z kendallem byłam szczęśliwa i bezpieczna, wiedziałam to. wspierał mnie kiedy miałam gorsze dni, pomagał i chciał wyręczyć we wszystkim. czasami wpada do nad dustin, ale kendall już wyplątał się ze spraw narkotykowych. wszystko układało się idealnie do 29 listopada. nie wiem, dlaczego zapamiętałam tę datę tak dokładnie, ale wiem, że był to jeden z gorszych dni w moim życiu.
- katelyn, muszę ci coś powiedzieć- spojrzałam na niego podejrzliwie, przerywając jedzenie obiadu.- wyjeżdżam.
- i?
- em, jadę sam, znaczy się z Lilly.
- nadal nie rozumiem.
- nie wiem kiedy wrócę.- zatkało mnie. Mam tak żyć sama? Bez niego?
- po co tam jedziesz? I w ogóle gdzie?
- nic ważnego... będę w Nowym Jorku. Ale będziemy regularnie rozmawiać, obiecuję
- nic ważnego?- zapytałam zirytowana- nie możesz mi powiedzieć?
- stare sprawy, na prawdę, głupia sprawa.
- tak głupia, że zmieniasz Lilly szkołę.
- nie chcę jej zostawić samej.
- a ja!? Przecież ja tu będę.
- chyba nie myślałaś, że pozwolę ci mieszkać samej.
- to co mam zrobić!?
- wracasz do taty.
- nie ma mowy, nie wrócę tam!
- nie krzycz.
- jak mam nie krzyczeć, kiedy mówisz mi takie rzeczy!?- wstałam od stołu i skierowałam sie w stronę drzwi. Włożyłam buty, kurtkę i wyszłam. "nie wiem kiedy wrócę".
**********
rozdział krótki i słaby, ale chciałam żeby w końcu się pojawił. No i jest.

jak już niektórzy wiedzą, zamierzam zamknąć bloga, ale jeszcze nie jestem pewna. Napiszę jeszcze epilog, ale jeśli będziecie chcieli sie czegoś dowiedzieć na temat opowiadania, Katelyn i Kendalla, napiszcie w komentarzu :)

5 komentarzy:

  1. Chyba je jajca robisz
    Blagam nie usuwaj. Ja sie z tym blogiem tak związałam... Plisss no
    Piszesz go serio świetnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Żadne usuwanie. Wybij to sobie z głowy. To w 100% najlepsze fan fiction jakie czytam. Nie możesz mi tego zrobić. Bardzo wczułam się w całą historię. BŁAGAM ZOSTAŃ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział.
    Mam pyt. Bo jeśli zakończysz to opowiadanie to pisanie też? Czy założysz nowego bloga ?
    Czekam Xx.

    OdpowiedzUsuń
  4. super rodział i zapraszam :) >>>> http://bigtimerushna-zawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. No no ciekawy, a info na tt brak :/ czytam dalej :)
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń