Strony

wtorek, 25 marca 2014

#4

- Za to, że mi zaufałaś.- Podniosłam głowę i spojrzałam w te jego piękne oczy. Perfekcyjnie zielone. Jeszcze nigdy nie widziałam takich na żywo. Myślałam, że to efekty photoshopa.  Niespodziewanie chłopak szybko pocałował mnie w nos i głośno się zaśmiał, a ja razem z nim.- Idziemy spać?
- Tak, jestem padnięta.
- Chcesz jakąś koszulkę? W tej koszuli nie będzie Ci za wygodnie.
- Racja. A co masz?- Chłopak zaczął grzebać w swojej komodzie i wyciągnął z niej bezrękawnik. Już miałam go od niego wziąć, ale przypomniała mi się najważniejsza rzecz, a po niej cała masa innych. Zakłopotana zaczęłam nerwowo ciągnąć dokładnie zapięty rękaw koszuli w dół i zanim zdążyłam coś powiedzieć, moim oczom ukazała się szara bluza z długim rękawem i podoblizną spider-mana.- Dziękuję.
- Łazienka jest obok.
- Jasne.- Szybko weszłam do łazienki i zaczęłam rozpinać moją koszulę, którą odłożyłam na brzeg dużej wanny. Jak co wieczór spojrzałam na moje nadgarstki. Uśmiechnęłam się do moich dwóch motylków i włożyłam na siebie bluzę. Była na tyle długa, że zdjęłam swoje szorty dla większej wygody. Wyszłam z łazienki i tym razem ostrożniej spojrzałam w głąb sypialni.
- Zapraszam!- Kendall stał przy łóżku i czekał na mnie trzymając kołdrę w górze. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na moich nogach po czym powoli przeskanował moje ciało kierując się w górę,  gdy dotarł do moich oczu uśmiechnął się i kiwnął na mnie głową żebym położyła się na kanapie. Szybko wsunęłam się na nią i zostałam dokładnie okryta miękką pościelą.- Dobranoc.
- Dobranoc.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować śpię na dole.
- Jasne, dzięki.- Blondyn zgasił moja lampkę i wyszedł z pokoju delikatnie zamykając za sobą drzwi. Nie mogłam zasnąć, wierciłam się w łóżku chyba do trzeciej rano. Myśli skakały po mojej głowie jak szalone. Nie powinnam była mu tego wszystkiego mówić. Znamy się zaledwie dwa dni. Wcześniej przychodził do Logana, ale nigdy nie obchodzili mnie jego koledzy. Jestem ciekawa czy jego dzieciństwo było piękne czy równie okropne jak moje. Chcę się o nim dowiedzieć tylu rzeczy… ale dlaczego ja się nim tak interesuje? Przecież jest tylko moim kolegą. Przenocuje mnie i o sobie zapomnimy. Z tą nadzieją zaczęłam zasypiać i nawet nie zauważyłam, kiedy przez zasłony zaczęło się przedzierać światło słoneczne. Gdy odwróciłam się na drugi bok by uniknąć ostrego słońca padającego na moją twarz dostałam mini zawału. Obok mnie leżał Kendall i uważnie mi się przyglądał.
- Krzyczałaś w nocy.- oznajmił nie spuszczając ze mnie wzroku.- Wiesz, że mówisz przez sen?- Uśmiechnął się na swoje wspomnienia, a ja poczułam jak policzki mnie pieką.- Muszę cię częściej zawstydzać.
- Jesteś okropny- Zaczęłam się cicho śmiać, a on razem ze mną tylko znacznie donośniej. Nawet nie zauważyłam, że nasze dłonie leżą splecione na błękitnym materacu. Szybko zabrałam swoją i przestałam się śmiać.
- Przepraszam. Chcesz już śniadanie?- Szybko zmienił temat.
- Palisz?- Zdezorientowałam go. Otworzył buzię by coś powiedzieć, ale go wyprzedziłam.- Twoja bluza przesiąkła tym zapachem na wylot.
- Przeszkadza Ci to?
- Ani trochę.- Szybkie zmiany tematu były dla mnie i osób przebywających ze mną czymś normalnym, jeśli można tak to nazwać. Rozmawialiśmy o tym, o czym ja chciałam. Jego bluza miała zapach papierosów i mocnych perfum. Pięknie pachniała.- Gdzie idziesz?- Nawet nie zauważyłam, kiedy Kendall zszedł z łóżka.
- Przebrać się.- chłopak był w samych szortach dzięki czemu mogłam przyjrzeć się jego kilku tatuażom. Na plecach miał wytatuowane coś na kształt pacyfki, a obok, bardziej na ramieniu, jakiś znak z horoskopu. Miał coś jeszcze na ręce, ale nie miałam jak mu się przyjrzeć. Gdy wyszedł przekręciłam mały kluczyk w drzwiach, założyłam na siebie moje ubrania z wczoraj i szybkim krokiem ruszyłam po schodach do kuchni.
- Co tak robisz?
- Naleśniki.- uśmiechnął się ciepło- lubisz?
- Moje ulubione.
- Możesz rozłożyć talerze?
- Jasne.- Miałam już naczynia w ręku, gdy poczułam wibracje w mojej kieszeni.- przepraszam cię, zaraz wracam.
- Nie spiesz się.- szybko wyjęłam telefon z kieszeni i odebrałam  go wychodząc z kuchni.
*Kendall*
Katelyn nie miała wesołej miny, gdy zobaczyła kto do niej dzwoni. Zdjąłem gotowego naleśnika z patelni i wyłączyłem kuchenkę. To nie było tak, że ją podsłuchiwałem… Ja tylko… nie ważne, nie okłamujmy się, byłem cholernie ciekawy, o co chodzi.
-James? Tak pamiętam. Nie. N… dasz mi coś powiedzieć!? Nie będę tam chodzić! Świetnie się czuję i nie potrzebuję tego jebanego ośr… Będę tak mówić! Wiesz co się dzieje gdy tam przychodzę! Nie chcę… przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać. Nic Ci nie obiecam. Nie. Cześć.- Dziewczyna zakończyła połączenie i opadła na kanapę podciągając kolana pod brodę i chowając twarz w dłonie. Bez namysłu podbiegłem do niej i przykucnąłem przy zagłówku
- Katelyn, co się stało?
- Co Cię to obchodzi?- burknęła.
- Martwię się…
- Nie masz, o co!- Nie spodziewałem się po niej takiego nagłego wybuchu. Dziewczyna wstała i popchnęła mnie na ziemię o mały włos sama się przy tym nie przewracając.
- Katelyn! Co on Ci powiedział!?
- Nie krzycz na mnie!- To niewiarygodne jak szybko zmieniały jej się nastroje. Raz była wesoła, potem zła, a teraz jest smutna.- Dlaczego podsłuchałeś moją rozmowę!?
- Ja…- jej oczy były całe czerwone od intensywnego płaczu, na ustach widoczne były plamki krwi- Powiesz mi, co się stało?- Myślałem, że gdy będę spokojny to coś z niej wyciągnę, ale wcale się na to nie zapowiadało. Katelyn wpadła w dosłowną furię. Krzyczała, biła mnie i siebie, a ja nie dawałem sobie rady z uspokojeniem jej. Trudno. Jeśli delikatne metody zawiodły, spróbuję inaczej. Zaciągnąłem ją na kanapę i usiadłem na niej okrakiem. Na początku szarpała się tak, że mało, co nie spadłem, ale potem jej siła zniknęła. Przestała się wiercić, bić kopać i znów pogrążyła się w płaczu. Pomogłem jej się podnieść, podtrzymując jej plecy i chciałem przytulić na co zaczęła mnie odpychać.
- Zejdź ze mnie. Nie chcę żebyś mnie dotykał. Chcę iść. Do domu. Zostaw mnie.- Dziewczyna sama gubiła się w swoich słowach i patrzyła w jakiś punkt za mną.
- Katelyn, wszystko okej?
- Nie dotykaj mnie.
- powiedz, co się dzieje. Proszę.
- Puść mnie.- Szybko przytuliłem do siebie Katelyn, która natychmiast zaczęła się miotać w moich objęciach. Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale po chwili znów przestała być agresywna i wtuliła się we mnie z całej siły.- Nie powinieneś mnie takiej widzieć.

**********************************************************

Wiem, że krótki, ale i tak się cieszę, ze nareszcie dodałam. Mam ostatnio tyle roboty w szkole, że nie da się tego opisać. Przepraszam jeśli dodaję rozdziały za rzadko :(
Jeszcze nigdy pisanie nie szło mi tak ciężko... masakra.
Mam nadzieję, że się podobało! jeśli tak to komentujcie, udostępniajcie na swoich Twitterach róbcie co chcecie :)
!czytasz=komentujesz!

poniedziałek, 10 marca 2014

#3

Kendall obejmował mnie jeszcze parę minut, a ja w tym czasie uspokoiłam się i przestałam płakać. Chłopak pocałował mnie w głowę, po czym delikatnie odsunął się ode mnie i wyszeptał.
- Chodź do mnie, nie pozwolę Ci tu nocować.- nie byłam do końca pewna czy uda mi się zasnąć w jego obecności, ale zgodziłam się. Blondyn wsiadł na swój pojazd, ale gdy zobaczył, z jakim strachem w oczach patrzę się na niego zaczął się tylko śmiać
- Nie wsiądę na to.- nie wiem co było w tym takiego zabawnego, że ponownie zaczął się ze mnie śmiać.
- No dobrze- zaczynał panować nad swoim śmiechem.- Przejdziemy się.- Po drodze rzucił kluczyki od pojazdu jakiemuś chłopakowi i poprosił by go odprowadził. Kendall chciał bym złapała go za rękę, ale udawałam, że tego nie zauważyłam i po pewnym czasie schował ją do kieszeni z niepocieszonym wyrazem twarzy. Pewna część mnie chciała uciekać jak najdalej, a ta druga kazała mi z nim zostać. Czułam się tak jak by na jednym ramieniu siedział mi aniołek, a na drugim, diabeł.
- um… Kendall, zapomniałam się zapytać. Nie będę przeszkadzać twoim rodzicom?- Odezwałam się gdy byliśmy już na podjeździe jego całkiem pokaźnego domu.
- Nie. Moi rodzice są na kolejnej delegacji, spokojnie.- Pięknie! Świetnie Katelyn! Będziesz nocować w domu prawie obcego Ci chłopaka, w dodatku, sam na sam z nim.
- Wszystko ok?
- Jasne. Tylko mi się trochę zakręciło… Normalne.
- Jesteś głodna? Może chcesz się czegoś napić?
- Masz jakiś sok?
- Jasne, zaraz wracam, czuj się jak u siebie - Gdy Kendall zniknął za ścianą dzielącą kuchnię od salonu, zaczęłam dokładnie oglądać wszystko dookoła. Byłam w typowym rodzinnym domu. Dużą część ściany przy schodach zajmowały różnorodne ramki ze zdjęciami. Podeszłam do nich bliżej i zaczęłam oglądać, każdą z nich po kolei. Dla ułatwienia wszystko było ułożone w miarę chronologiczne, od lewej do prawej…- Podoba Ci się?- Chłopak nagle wychylił się zza moich plecy.- przepraszam, nie chciałem Cie wystraszyć. Twój sok.
- Dziękuję.- Zamoczyłam usta w napoju i dalej przyglądałam się prawie zapełnionej ścianie.
- Cała historia tego domu… i nas.
- Są tu wszystkie wasze wspomnienia?
- Mój tata może jest bucem, ale uwielbia się bawić w fotografa. Co roku robi nam jakieś urodzinowe zdjęcie i je tu wiesza. Zobacz- chłopak wskazał palcem na rząd niżej.- To życie mojego młodszego brata, a nade mną wszystkie szczęśliwe momenty życia naszej rodziny.
- Świetne.
- No nie wiem, czasem, gdy ktoś do mnie przychodzi muszę mu tłumaczyć, że już nie śpię z misiem.- dodał, śmiejąc się i jednocześnie wskazując na jedno ze zdjęć. Pokazywało cztero letniego blond włosego chłopczyka, który śpiąc mocno przytulał się do misia, większego od niego. Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę Kendalla by porównać jak bardzo się zmienił. Dyskretnie policzyłam wszystkie jego zdjęcia urodzinowe i wzięłam kolejny łyk soku mało się przy tym nie krztusząc. Na ścianie wisiały dwadzieścia trzy zdjęcia. Kurwa, nie wygląda na takiego starego. Ja mam osiemnaście, więc dzieli nas… zaraz. Jakich Nas? Jesteśmy oddzielnie. Kendall i Katelyn.
- Myślę, że już dość tych wszystkich wspomnień. Zapraszam na górę.
- Idę.- A może to ten moment, w którym od niego uciekam…?
- Idziesz?!- Chłopak zawołał już z piętra.
- zaraz będę!- Dobra, dasz radę Katelyn. Jesteś już dużą dziewczynką. Dodałam sobie otuchy, poczym szybko wbiegłam po schodach na górę. Instynktownie weszłam do otwartych na oścież drzwi. Gdy w nich stanęłam lekko się speszyłam, przypadkiem zauważając jak Kendall zmienia koszulkę. Policzki zaczęły mnie piec, odwróciłam wzrok i nie zamierzałam oderwać go od jasnych paneli dopóki się nie ubierze.
- już się bałem, że się zgubiłaś- Powiedział śmiejąc się pod nosem. Nadal nie odwróciłam wzroku od podłogi.- Źle się czujesz? Katelyn?
- Nie, jest okej. Tylko czy mógłbyś...- Delikatnie pociągnęłam się za materiał mojej bluzki.
- Uwielbiam patrzeć jak się rumienisz.- Nie dał mi dokończyć zdania, powodując, że znów się zaczerwieniłam.- Siadaj- Spojrzałam niepewnie w jego kierunku, ale odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jak, już ubrany, poprawia poduszki na swojej kanapie. Chłopak z szerokim uśmiechem poklepał wolne miejsce obok siebie, a ja zdjęłam swój plecak przy wejściu i dołączyłam do niego. Zapanowała niezręczna cisza. Nie wiedziałam, co robić, gdy jestem sama z chłopakiem. Nigdy nie była mi potrzebna taka wiedza.- Oglądamy coś? Czy może jesteś na tyle zmęczona, że chcesz iść spać?
- Możemy coś obejrzeć.- uśmiechnęłam się delikatnie godząc się na jego propozycję by odwlec sen na jak najpóźniej. Oglądaliśmy chyba jakąś komedię, ale nie potrafiłam się na niczym skupić. Nie z Nim siedzącym obok mnie. Gdy totalnie się ściemniło film akurat się skończył i pozwoliłam sobie zapalić małą lampkę na jego szafce nocnej.
- Katelyn, powiesz mi, co się dzieje?
- Ale jest ok.- Uśmiechnęłam się sztucznie
- Przez cały film nie ukazywałaś żadnych emocji. Jedyne, co robiłaś to tylko patrzyłaś się tępo przed siebie.
- Wiesz, co? Chyba jestem już trochę zmęczona.
- Boisz się tego, że jesteśmy tu sami?
- Zawsze musisz wszystko wiedzieć?
- Ten facet Cię nie bił, prawda?
- Może.- Powiedziałam najbardziej stanowczo jak mogłam.
- Mi możesz powiedzieć…- Kendall chciał złapać mnie za rękę, ale mu nie pozwoliłam.
- Nie twoja sprawa.- Burknęłam- Nie lubię o tym mówić.- Jak w ogóle mógł mnie pytać o takie rzeczy!? Dlaczego nawet ma takie przypuszczenia?!
- To będzie tajemnica.- Chłopak nalegał, a ja powoli ulegałam zatracając się w jego oczach. Nie rozumiałam, co się ze mną ostatnio działo. Mimo, że znałam kogoś dwa dni, musiałam hamować się przed wyjawieniem mu mojego największego sekretu.
-To zaczęło się, gdy miałam dziesięć lat.- Uznałam, że jeśli naprawdę mu zależy, będzie cierpliwie czekał do końca.- Nie mieszkałam z bogatym tatą w jego luksusowej willi, tylko w melinie. Moja mama po rozstaniu z moim ojcem nie miała pieniędzy, ale ją kochałam. Dopiero potem, gdy wprowadził się mój ‘’wujek’’- Ułożyłam z palców cudzysłów- mama zaczęła pić. Zapomniała o nas. Nie byłam najstarsza, więc nie miałam jeszcze, aż tak ciężko jak moje siostry, które starały się wyżywić mnie i moich dwóch młodszych braci. Kiedy one wychodziły, on wchodził. Najpierw zajmował się moją mamą, a ta po piętnastu minutach zmęczona i zachlana w trupa spała w swoim pokoju. Potem przychodził do mnie.- Blondyn chyba zrozumiał, do czego zmierzam i miał ochotę mi przerwać, ale jeśli tak bardzo tego chciał to niech teraz słucha.- Siadał obok, tłumaczył, że to normalne, że jeśli będę grzeczna to nic nie poczuję. Nie mam się czego bać!- Powiedziałam głośniej z entuzjazmem w głosie. Poczułam jak moje gardło zaciska się lekko, próbując  powstrzymać płacz, ale i tak na moim policzku pojawiły się pojedyncze łzy. Ominęłam najgorsze momenty całej historii i przeszłam do puenty.- Robił to przez cztery lata. Moich sióstr też nie oszczędzał. Gdy byłyśmy posłuszne w nagrodę zawszę dostałyśmy nowe ubranie, czekoladę… Najśmieszniejsze było to, że nie robił tego dla własnej przyjemności. Chciał patrzeć na nasz ból. Któregoś dnia, jak co miesiąc, spotykając się z tatą, poszliśmy na basen. Przeraził się moimi siniakami w okolicach ud. Cała sprawa trafiła do sądu. ‘’Wujek’’ poszedł siedzieć, a moja mama podobno zrozumiała swoje błędy i chciała odzyskać swoje córki. Za późno. One tego nie chciały. Wolały siedzieć w domu dziecka, pod mostem… wszędzie, tylko nie z nią. Straciła wszystkie swoje dzieci. Nawet chłopców. Ten pierdolony pedofil dostał tylko cztery lata!- Nie mogłam ukryć swojej złości.- Zadowolony?- Kendall przeanalizował wszystko, co powiedziałam i cicho się odezwał.
- Cztery lata?- Zrozumiałam o co mu chodziło. Czyli już wyszedł. To o tym miałam sobie przypomnieć. Obydwoje podnieśliśmy się z podłogi, na której siedzieliśmy i ruszyłam w jego kierunku wtulając się mocno w jego tors.- przepraszam, że tak to od ciebie wyciągałem.
- Nic się nie stało. Tylko…
- Spokojnie. Przy mnie nic Ci nie grozi.- Przerwał mi i zaczął pocierać swoją ręką o moje plecy.
- Dziękuję.
- To ja dziękuję.
- Za co?
- Za to, że mi zaufałaś.
**********************************************************
Miałam dylemat czy dodawać dziś krótszy, czy później dłuższy, bo tak naprawdę to mam już ponad pół 4 rozdziału ;)
Całkiem nie źle mi ten wyszedł. Nie wiem czy zauważyliście, ale teraz w zakładce "bohaterzy" mam nowe zdjęcia (a dokładniej gify) postaci, mam nadzieję, że się spodoba.
No. to by było na tyle 'parafialnych'
co sądzicie o tym rozdziale? Przyjmę każdą krytykę, spokojnie.
!czytasz-komentujesz!

poniedziałek, 3 marca 2014

#2

- Katelyn! Mam dobrą wiadomość!
- No dawaj.- szczerze mówiąc trochę bałam się tego, co ma mi do zakomunikowania Logan. Jego dobre wiadomości, nie zawsze byłe dobre również dla mnie.
- Rodzice mają odwołany samolot. Wracają dopiero za parę dni. W Polsce jest jakiś huragan i odwołali wszystkie loty!- To akurat okazało się świetną wiadomością, dla nas oczywiście.- A teraz wstawaj już, zrobiłem śniadanie.- Dodał z dumą.
- Ty? Śniadanie? Już się boje.- Mój brat niestety nie miał talentu kulinarnego. Przypalał wszystko, co tylko było możliwe. Jego zdolności opierały się jedynie na zrobieniu kanapek lub zalaniu wrzątkiem chińskiej zupki. Nie pomyliłam się, na dole zastały mnie nieudolnie zrobione kanapki.
- I co? Zatkało?
- Oj… Logan…- chłopak tylko dumnie się uśmiechnął i odsunął mi krzesełko. Dziękuję.
- no właśnie… Bo… miał bym do ciebie małą prośbę… raczej pytanie… - Wszystko się wyjaśniło. Chciał mi się tylko podlizać.- Bo wiesz, ja i Jenny… już trochę ze sobą chodzimy… chciałbym ją czymś zaskoczyć.
- Chcesz żebym gdzieś wyszła?
- Jeśli nie masz nic przeciwko… wiesz rodzice wyjechali, młoda u koleżanki to pomyślałem, że to idealny moment.
- Będziesz miał wolną chatę, jasne.
- Dzięki wielkie. – Wiedziałam, że będzie chciał ją przelecieć i zostawić, ale… to jest Logan. Tego już nie zmienię. Miał jakąś dziewczynę, od kiedy pamiętam, po jakimś czasie pogubiłam się już w imionach. Nie nadążam za nim, ale…- Katelyn, proszę cię zjedz trochę. Chyba nie są aż takie złe?- z zamyślenia wyrwał mnie jego delikatny głos.
- Są bardzo dobre, tylko… um… nie zmieszczę już więcej.
- Zjadłaś tylko pół kromki.
- wypiłam dużo wody rano i dokończę za jakiś czas.- uśmiechnęłam się do niego ciepło, a on tylko westchnął i spojrzał się na mnie tym swoim kochanym wzrokiem.- To kiedy mam wyjść?
- Tak po 17, okej?
- Jasne.- Mój brat jeszcze pięć razy pytał się mnie czy mam gdzie nocować, czy jestem pewna i czy się na niego nie obrażę. Na wszystko spokojnie mu odpowiadałam ,ale gdy wychodziłam, nadal nie był pewny czy powinien tak postąpić.
- Może podwiozę cię do Ann?
- Dam sobie radę.- Odpowiedziałam spokojnie i wyszłam z domu. Tak naprawdę nawet nie zadzwoniłam do Ann. Ann to nasza kuzynka, lubimy się, ale nasi rodzice już nie za bardzo. Mama Logana jest jej ciocią, w sumie to ona bardziej wspierała ją podczas nieplanowanej ciąży niż własna matka. Gdy skończyłam rozmyślać o naszej wiecznie skłóconej rodzinie, właśnie dotarłam na plażę. Jak to w Los Angeles chłopaki biegali po złotym piasku od dnia do nocy i nic nie bawiło ich tak jak „przypadkowe” zaczepianie dziewczyn. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam jakąś dynamiczną play listę, szybko zdjęłam buty, po czym zatopiłam stopy w nagrzanym piasku. Uwielbiałam to uczucie, podeszłam bliżej brzegu i zaczęłam rysować palcem wzorki na mokrej powierzchni kierując się w stronę klifów, przy których z nie było nikogo. Schowałam się za jednym z nich i wyjęłam słuchawki. Morze spokojnie szumiało, a w oddali ledwo słyszałam śmiechy rozbawionej młodzieży. Nie wiedziałam gdzie pójdę, ale nocowanie tutaj nie wydawało mi się czymś strasznym. Nie mogłam cieszyć się moim spokojem długo, chwilę później usłyszałam dźwięk silnika.- Quady…- szepnęłam, modląc się w myślach by tu nie przyjeżdżali. Niestety, za chwilę opony czerwonego pojazdu zarzuciły piasek na jedną stronę hamując. Dokładnie zaczęłam przyglądać się mężczyźnie, którego sylwetka była mi z skądś znana. On chyba też mnie poznał, ponieważ zanim zdjął kask zawiesił swój wzrok na mnie dokładnie przyglądając się.
- Cześć, Katelyn!- prawie podskoczyłam, gdy nagle krzyknął.
- Kendall?
- Cześć- blondyn zdjął kask i uśmiechnął się przyjaźnie. Natychmiast wstałam ze swojego miejsca i zaczęłam obmyślać plan ucieczki. Nie chciałam być z nim sam na sam. Oczywiście, wiele mu zawdzięczałam, dzięki niemu żyję, ale… nie potrafiłam.- idziesz gdzieś?
- um.. muszę już wracać.
- mogę cię podwieźć.
- dam sobie radę.- powiedziałam próbując ominąć chłopaka
- Hej!- chłopak złapał mnie za rękę i delikatnie przyciągnął do siebie.- Co zrobiłem nie tak?
- nic.- odwróciłam głowę by tylko nie wejść z blondynem w kontakt wzrokowy
- Jednak coś musiałem zrobić.
- śpieszę się.
- Do kąd?- zapytał z cwanym uśmieszkiem.
- Do domu?
- Podobno Logan ma u siebie koleżankę.- Nie miałam na to argumentu, wygrał.
- To on cię tu przysłał?
- Nie do końca. Spojrzysz na mnie?
- Nie. Nie chcę.
- Ej…- Chłopak delikatnie przejechał palcem po moim policzku. Tylko nie to. Wspomnienia wróciły. Zaczęłam się z nim szarpać, ale on tylko mocniej mnie do siebie przyciskał. Nie wytrzymałam po moim policzku zaczęły spływać pojedyncze łzy.
- Puść mnie!
- Spokojnie, rozumiem cię.
- nic nie rozumiesz! Nic nie wiesz!
- Wiem!
- Skąd?
- Logan mi powiedział.
- Jak to powiedział?- Nie mogłam w to uwierzyć. Logan… zszokowana spojrzałam w jego zielone oczy. Mimo tego, że nasze tęczówki miały podobne kolory, jego oczy wydawały się takie… żywe, wesołe, piękne.
- wszystko wiem.
- To niemożliwe. On nie mógł tego powiedzieć.
- To co zrobił ci ten facet… Był dla ciebie okrutny.- po mojej twarzy ciągle płynęły łzy, nie potrafiłam tego zatrzymać.- Nie płacz już. On nigdy cię nie pobije, obiecuję.- Zaraz? Pobije? Logan jednak nie powiedział mu całej prawdy, jednak resztę wolałam zatrzymać dla siebie. Blondyn przytulił mnie, a ja delikatnie ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej i oparła na nich głowę. Pierwszy raz czułam się taka bezpieczna w obecności jakiegoś mężczyzny. Czułam się tak jak by chłopak potrafił obronić mnie przed wszystkim, nie bałam się go.
******************************************
Kolejny (okropny jak zwykle) rozdział. W sumie nie wyszło źle, ale uważam, że zawsze mogło być lepiej. Decyzja należy do was. 
Mam prośbę, jeśli czytacie, to komentujcie. Nie ma nic bardziej motywującego niż parę komentarzy ;)